Nowy film Patryka Vegi „Polityka” wszedł na ekrany w skandalizującej aurze dzieła niemal zakazanego, prześladowanego przez prawicowy reżim, z widmem procesów sądowych. Reżyser skarżył się, że wywierano na niego naciski, by przesunął datę premiery na po wyborach i oferowano mu w zamian sfinansowanie kolejnej superprodukcji, która ukazywałaby władzę w korzystnym świetle. Padła nawet kwota: 70 mln zł.
Szykanowany Vega heroicznie się nie ugiął, włożył szaty męczennika za demokrację i wolność, a przy okazji świetnie się wczuł w rolę trybuna ludowego wołającego o opamiętanie. „Dla mnie najbardziej zatrważające jest to, że o przyszłości kraju, w którym przyjdzie żyć moim dzieciom, decydują socjopaci” – to bodaj najmocniejsza wypowiedź filmowca, skwitowana przez Rafała Ziemkiewicza na Twitterze, iż oto narodził się nowy Wajda liberalno-lewicowego salonu.
Pierwowzorami socjopatów skrywających się pod kryptonimami są w filmie Vegi znane i łatwo rozpoznawalne postaci: karmiąca kury, zasypiająca na radzie ministrów „Pani Premier”; „Pupil”, król dyskotek i pilny uczeń ministra – Bartłomiej czy obdarowany przez bezdomnego dwoma samochodami założyciel Radia „Ojciec Dyrektor”. A także inni mający sporo różnych grzechów na sumieniu politycy z pierwszych stron gazet: przypominający np. żonatego posła PiS Stanisława Piętę, wyrzuconego z partii za romans z modelką Izabelą Pek. Czy dla odmiany Grzegorza Schetynę z charakterystycznym uśmieszkiem tłumaczącego na ekranie, że polityka to biznes, a myślenie w partii to wielki błąd, bo od myślenia jest szef, a demokracja polega na „napierdalaniu się uli”.
Odwołując się do szaleństwa
Subtelność nigdy nie należała do najmocniejszych stron kina Vegi, pozbawionego psychologicznych udziwnień, uwielbiającego prostą dramaturgię, siekierą ciosany montaż, brutalny język.