To nie będą wybory, lecz referendum. W wyborach bowiem wybiera się lepszy lub gorszy rząd, a my będziemy decydować o tym, czy chcemy nadal żyć w demokracji liberalnej znanej na Zachodzie (z jej zaletami i wadami), czy też wolimy przetestować egzystencję we wschodniej demokraturze, demokracji nieliberalnej, półautorytaryzmie, jakiejś formie zamordyzmu politycznego. Mówiąc bardzo brutalnie: rozstrzygniemy, czy bliżej nam do Francji, Niemiec i Hiszpanii, czy też do Rosji, Węgier lub Turcji.
Toutes proportions gardées, za kilka dni odbędzie się głosowanie podobne do tego, z jakim mieliśmy do czynienia przed trzydziestu laty.
Polityka
41.2019
(3231) z dnia 08.10.2019;
Komentarze;
s. 8