Po pierwsze: Polska podzielona, z przechyłem na prawo
Połączony wynik PiS oraz Konfederacji to 50 proc. Drugą połówkę podzieliły pomiędzy siebie Koalicja Obywatelska, Lewica oraz PSL z Kukizem. Czyżby idealna równowaga?
Trochę tak, a trochę nie. Front prawicowy wydaje się bowiem o wiele bardziej zwarty. Choć Konfederacja starała się ostatnio ostro szturchać PiS, w gruncie rzeczy pozostaje jego nieco radykalniejszą, młodszą i bardziej krzykliwą siostrą. A w razie kłopotów władzy – naturalną sojuszniczką.
Po stronie opozycji nie ma takiego monolitu. Rozpad Koalicji Europejskiej nie zdarzył się przypadkiem. PO, Lewica oraz PSL reprezentują odmienne wrażliwości i tradycje ideowe. Są w stanie współpracować wyłącznie kontekstowo, w logice antyPiSu. A i to – jeśli chodzi o ludowców – wcale nie jest do końca pewne. A w przypadku wciągniętego na pokład Pawła Kukiza wręcz wątpliwe.
Równowaga jest zatem pozorna. PiS dysponuje nie tylko większością parlamentarną, ale i narzędziami oddziaływania na kształt sceny politycznej. Potrafi napuszczać na siebie ugrupowania antyPiSu, korygować linie podziału.
Po drugie: mandat PiS jest rekordowy, choć słaby
Być może procentowy wynik PiS w pierwszej chwili po ogłoszeniu wyników nie wywołał aż tak wielkiego wrażenia. W końcu majowe wybory do PE pokazały, że rządzący są w stanie śmiało forsować granicę 45 proc. Co potwierdzało część sondaży z końcówki kampanii. Toteż apetyty w rządzącej formacji były rozbudzone.
Na tym tle 43,6 proc. rozczarowało pisowską elitę. Co prawda najwyższy w dziejach III RP, choć porównywalny z wiktoriami SLD w 2001 r. i Platformy sześć lat później (obie partie zdobyły wtedy po 41 proc. głosów). Trzeba jednak pamiętać, że procentowe wyniki są tylko podstawą do podziału mandatów w Sejmie.