Decyzja Tuska obniżyła morale antyPiSu, zeszło sporo powietrza. Podobnie jak wybory europejskie ostudziły optymizm po wyborach samorządowych. Została duża wyrwa po Tusku, która teraz będzie mozolnie zapełniana. Krążą pogłoski o starcie katolickiego publicysty i telewizyjnego prezentera Szymona Hołowni, mającego być zapewne skrzyżowaniem Kukiza i Zełenskiego. Być może zgłoszą się lub zostaną zgłoszeni inni, jak np. Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, którego ostatnio na prezydenta zarekomendowała „Gazeta Wyborcza”. Nie jest jasne, czy jako dodatkowego konkurenta (i na kontrze) wobec kandydata Koalicji Obywatelskiej, czy też jako propozycję dla lewicy w miejsce dotychczas przewidywanych pretendentów tej formacji.
Wielość kandydatów opozycji walczących o podobny miejski elektorat może spowodować obniżenie progu dostępu do drugiej tury. Przy dużym rozdrobnieniu poparcia do finału mógłby przejść kandydat nawet z kilkunastoprocentowym wynikiem. Oznaczałoby to jednak, że w drugiej turze – aby mieć szansę na zwycięstwo – musiałby on pozyskać ponad 30 proc. dodatkowych wyborców, a Dudzie zapewne wystarczy tylko kilka dodatkowych punktów. Jeśli nie załatwi wszystkiego w pierwszej turze. Cała opozycja ma w istocie jeden strzał.
Pewnym kandydatem wydaje się szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, którego szanse na drugą turę, przy wspomnianej wielości kandydatów, rosną. Z lewicy będzie to zapewne Robert Biedroń lub Adrian Zandberg, jeśli nie Bodnar. Z Konfederacji zdecyduje się być może Krzysztof Bosak, najbardziej reprezentacyjna twarz tej koalicji.
Platforma natomiast postanowiła zrobić „quasi-prawybory”, jak nazwał to jeden z członków zarządu tej partii. Najpierw, do 19 listopada, mają się zgłosić kandydaci (muszą mieć podpisy 30 członków 300-osobowej Rady Krajowej PO), potem będą prowadzić wewnątrzpartyjną kampanię, dokonywać „prezentacji” i być może uczestniczyć w debatach.