Zdarzyło się to jeszcze za czasów prezydenta Bieruta, bo rok był chyba 1951. Naszą szkołę na warszawskim Powiślu nawiedziła dwójka aktywu partyjnego PZPR. Szef był w marynarce, a jego pomocnik w swetrze. Chodzili od klasy do klasy z krótką ankietą. Każdego z nas pytali o miejsce urodzenia i pochodzenie rodziców – w odpowiedzi słyszeli kucharz, tramwajarz, szewc, murarz – wiadomo, robotnicze. Urzędniczka, kasjerka, pielęgniarka to była inteligencja pracująca. Doszli do mnie. „Ojciec jest kim?