Kraj

Bioprzyszłość

Jak będzie wyglądało społeczeństwo po biorewolucji?

Jak będzie wyglądał sklep spożywczy przyszłości? Jak podmyta deszczem drewutnia, na progu której powita nas siwowłosy hippis i jego wnuczka mieszanego etnicznie pochodzenia. Pójdziemy za nim, zerkając na jego łydki upstrzone żylakami, oprawionymi w rysunki tatuaży o totemicznym przekazie. Wnuczka z dredami wręczy nam kolorową płócienną siatkę i uśmiechnie się cudnie, zachęcając do zerwania pomidora. Wyhodowany na naturalnym nawozie skusi nas rumieńcem jak niesławne jabłko w raju. Obok biegać będą szczęśliwe kury i znosić jajka niczym w starej grze z Wilkiem i Zającem. Żyć, nie umierać!

Ale nie wszyscy będą zachwyceni. Permakultura, wioski na dachach miast, pszczoły bzyczące wokół uli zamontowanych na przystankach autobusowych: to wszystko dobre dla tych, którzy wychowali się z dala od natury. Czyli w mieście. Ten, kto się właśnie do niego wyrwał, znienawidzi hippisa, jego wnuczkę i zrobi wszystko, żeby uśmiechy zniknęły z ich twarzy. I żeby te cholerne kury przestały wreszcie gdakać!

Nie ma co się oburzać, w końcu natura bywa obrzydliwa. Kto wzrastał kąsany przez pluskwy, trapiony wszami, kto zbierał mszyce i oganiał się od szerszeni, których mruczenie przypomina bombowce, ten ma dość. Chce mieć wannę, wybetonowany plac, parking w apartamentowcu na poziomie minus jeden, parking w pracy na poziomie minus dwa. I zero kontaktu z przyrodą. Ma taki zespół stresu pourazowego (PTSD), że nie będzie nawet słuchał o drzewach, które łączą się ze sobą korzeniami i wspierają, przekazując sobie informacje i czułość. On od dziecka słyszał, że aby przeżyć, trzeba kraść drewno z pańskiego lasu (dziś z państwowego, najlepiej będąc jego pracownikiem). Mimo że – niczym w klasycznym wyobrażeniu – pan rozdawał prezenty na święta swoim chłopom, a pani uczyła umorusane dzieci pisać.

Polityka 47.2019 (3237) z dnia 19.11.2019; Felietony; s. 94
Reklama