Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Rok z wicemarszałkiem Kałużą

Działacze KOD na każdej sesji sejmiku śląskiego przypominają Kałuży o jego zdradzie. Działacze KOD na każdej sesji sejmiku śląskiego przypominają Kałuży o jego zdradzie. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Od roku przed każdą sesją sejmiku na galerii 15 m nad wicemarszałkiem zasiada kilka lub kilkanaście osób z transparentami: „Kałuża, ty oszuście!”, „Oddaj mandat!”, „Zdrajca!” itd. Trudno w takiej atmosferze podnosić głowę.

Aniśmy się obejrzeli… A to już rok za nami od słynnej, heroicznej i brzemiennej w skutki decyzji Wojciecha Kałuży, radnego sejmiku śląskiego z ramienia Koalicji Obywatelskiej, reprezentującego w niej zbrojne ramię Nowoczesnej – o przejściu do klubu PiS. PiS wygrało, przypomnę, wybory w województwie śląskim, ale zabrakło jednego radnego, żeby mieć większość. KO miała 20 szabel, SLD – 2 i jedną PSL. PiS – 22! Takie rozdanie: 23 do 22 było wynikiem sromotnej porażki Ruchu Autonomii Śląska, dotychczasowego koalicjanta, który wybory przegrał do zera, choć liczył na więcej niż poprzednio – a miał czterech radnych.

„Przysłowiowy Kałuża” to zdrajca

Do poszukiwania tej jednej czarnej owcy czy też złotej szabli włączył się minister Michał Dworczyk z kancelarii premiera. W tym czasie opozycja z PO na czele chłodziła szampany, żeby wypić za następną kadencję. Wprawdzie 23 do 22 to żadna większość, ale zawsze. Potem wkurzeni jak cholera opozycyjni radni przyznawali, że ich też podchodzono, ale nie dali się nastraszyć, złamać ani kupić. Udało się upolować właśnie Wojciecha Kałużę, czego skutkiem wszedł w życie tzw. casus Kałuży i powiedzenie, które wejdzie wkrótce do słownika języka polskiego: „przysłowiowy Kałuża” – podobnie jak „Piekarski na mękach” czy „Zabłocki na mydle”. W tym przypadku jest to zamiennik zdrady i korupcji politycznej.

Mało tego, że przypadek ów wszedł do historii, okazało się nawet, że do historii wciąż żywej. Kiedy nie tak dawno trwały targi o Senat, kiedy dywagowano, kto z opozycji mógłby ulec pisowskim karesom i politycznej korupcji – to „casus Kałuży” nie schodził z ust i łamów. A szef SLD Włodzimierz Czarzasty pytany przed głosowaniem o lojalność wśród senatorów, uspokajał, że „wszystkie kałuże wyschły”.

Czy Kałuża dostałby się do sejmiku z ramienia PiS?

Ciekawi mnie, czy żywotność tamtego zdarzenia daje jego sprawcy jakieś dodatkowe profity. Czy może ów event wpisać np. w CV i zawiesić na drzewie genealogicznym jako dodatkowe info? Pokazywać potomnym? Na razie w życiorysie publikowanym na stronie internetowej Zarządu Województwa Śląskiego napisano sucho i beznamiętnie, że w 2018 r. zdobył mandat, a potem został wicemarszałkiem województwa śląskiego. Tak sam z siebie. W przyszłym roku wicemarszałkowi stuknie 40.

Zaczynał pracę jako przewodniczący Powiatowej Społecznej Rady ds. Osób Niepełnosprawnych w Żorach i zastępca prezesa Ochotniczych Straży Pożarnych w tymże mieście. Potem był wiceprezydentem miasta. Przed wyborami samorządowymi Borys Budka, lider PO na Śląsku, tak przedstawiał faworyta koalicji na „jedynkę”: „Kandydatem jest ktoś, kto skutecznie pracuje w samorządzie od 2006 r. Przez 6 lat pełnił obowiązki wiceprezydenta miasta, a teraz pracuje jako radny (Kałuża startował na prezydenta, ale przegrał – JD). Znany jest ze swoich pasji społecznych, strażnik ochotnik, judoka i osoba, która poświęca swoje codzienne życie, by w Żorach było lepiej”.

Czy po takiej pięknej rekomendacji Kałuża mógł przegrać, startując z pierwszego miejsca na liście KO? Czy gdyby nie startował właśnie z „jedynki”, to zdobyłby 25 tys. głosów? Pytanie z kategorii retorycznych – czy dostałby się do śląskiego sejmiku z ramienia PiS? Do dzisiaj ludzie zachodzą w głowę, co się takiego stało w tzw. międzyczasie, czyli w ciągu miesiąca – od wyborów do pierwszej sesji sejmiku? „Dziennik Zachodni” zapewnia mnie, że pewnie nigdy nie dowiem się, „co PiS położyło na stół, oprócz stanowiska wicemarszałka, bo to w sumie ochłap, biorąc pod uwagę skutki decyzji Kałuży”. Czyżby? Być może Kałuża przeszedł na jasną stronę mocy, będąc zwyczajnie zniesmaczonym ciemnymi mocami PO! Choć gdy sprawa stanęła na ostrzu noża, to jego byli partyjni koledzy proponowali mu fotel marszałka województwa śląskiego! Co tu było grane?

Czytaj także: Premier rzucony na Katowice

„Ustawił się na całe życie”?

Z kolei katowicka „Gazeta Wyborcza” przypomniała niedawno, co w tamtych dniach przełomu mówił poseł Nowoczesnej Adam Szłapka. Ponoć w rozmowach ze znajomymi Kałuża miał stwierdzić, że tym samym „ustawił się na całe życie”. Stawiam dolara przeciwko orzechom, że się dowiemy, co to była za ustawka. Ktoś puści farbę. Jak nie na czterdziestkę Kałuży przypadającą w przyszłym roku, to na Abrahama – jak amen w pacierzu! Kałuża stał się zbyt ponadczasowy, żeby tej sprawie udało się na zawsze ukręcić łeb. A jeśli, nie daj Boże, rozwiązał jakieś swoje problemy finansowe kosztem zaufania wyborców – to już ma całkiem przesrane.

Czytaj także: PiS nie podkupił żadnego senatora. Tomasz Grodzki został marszałkiem Senatu

Kałuża: Po pół roku ludzie zapomną

Od roku przed każdą sesją sejmiku na galerii historycznej Sali Sejmu Śląskiego zasiada kilka lub kilkanaście osób z transparentami, które krzyczą: „Kałuża, ty oszuście!”, „Kałuża, oddaj mandat!”, „Brutus – Judasz – Kałuża!”, „Zdrajca!”, „Oszust!” itd. To wszystko nad głową wicemarszałka, który siedzi około 15 m poniżej. Trudno w takiej atmosferze podnosić głowę. Już lepiej zostać ze spuszczoną. Bezpieczniej. Na początku swojej szumnej kadencji przekonywał, że po pół roku ludzie zapomną. Nie zapomnieli. Zapewniają, że będą w swym proteście trwać tak długo, dopóki Kałuża będzie trwał tam, gdzie jest. Okazuje się, że zemsta jest słodkim, rozkosznym maszkietem nie tylko dla bogów, ale i dla zwykłych, wkurzonych śmiertelników.

Jan Dziadul: Ciul to ciul!

Kałuża pod specjalnym nadzorem

Tuż po nominacji na wicemarszałka śląskiego, bohater afery zapewnił, że wszystko, co robi, robi „dla dobra Śląska”. Wszak wówczas prezes, premier i prezydent mówili wespół, że „nasze samorządy” dostaną więcej niż te drugie, wraże. W tym kontekście można byłoby uznać decyzję Kałuży za godny pochwały przykład lokalnego patriotyzmu, bo czego się nie czyni dla naszej małej, ukochanej ojczyzny! Ale nie ma komfortu w rządzeniu województwem, choć nieoficjalnie traktowany jest jak I zastępca marszałka Jakuba Chełstowskiego. Na sejmiku nie zabrał jeszcze głosu, publicznie występuje rzadko, a jeżeli już, to wybiera portale takie jak Niezależna pl. czy Wpolityce.pl. Może się jeszcze nie rozkręcił.

Po województwie Kałuża wyjeżdża najczęściej z marszałkiem Chełstowskim. Na spotkaniach i konferencjach marszałek chwali profesjonalizm kolegi i zaangażowanie na rzecz Śląska. Kiedyś w wywiadzie dla „DZ” powiedział, że Wojciech Kałuża doznał politycznego olśnienia. Uznał, że tylko razem z PiS-em może zmienić świat na lepsze. Można i tak. Z kolei opozycja twierdzi, że od pierwszej sesji, kiedy wiadomo już było, że Kałuża przechodzi na drugą stronę mocy – otoczono go szczelnym kordonem radnych PiS. Był i pozostał przez rok pod specjalnym nadzorem i na wszelki wypadek w zasięgu ręki kogoś z władz partyjnych i samorządowych. Tak na wszelki wypadek.

Wszystko wisi „na Kałuży”

W pewnym momencie w katowickich kuluarach szeptano, że być może dobrze by było dezertera – dla komfortu władzy i życia – schować gdzieś w zaciszu rządowych gabinetów. Awansować w nagrodę. Niestety, jest to niemożliwe, bo na jego miejsce radnego wszedłby ktoś z drugiego miejsca listy KO. A nie o to przecież chodzi, nie o to. Stąd, w moim przekonaniu, także marszałek Chełstowski nie ma komfortu rządzenia drugim największym województwem w kraju. Wszystko bowiem wisi „na Kałuży”, a ten już pokazał, co potrafi. No, chyba że rzeczony zdrajca jest kimś na podobieństwo… Konrada Wallenroda? Wszedł podstępnie na teren przeciwnika, żeby zrobić swoje? Przypominam sobie mgliście, że mickiewiczowski bohater został nawet dla dobra sprawy Wielkim Mistrzem – aż strach pomyśleć, kim mógłby zostać Kałuża, gdyby poszedł tym tropem…

Niełatwo być Kałużą, „infamia to infamia”

Jedną z osób protestujących przeciwko Wojciechowi Kałuży jest Halina Kocek, emerytowana pracowniczka naukowa Politechniki Śląskiej, działaczka Komitetu Obrony Demokracji. Kiedy „GW” zapytała ją, czy demonstracje na każdej sesji mają jeszcze sens, odpowiedziała: „Protest przeciwko postępkowi Kałuży miał ogromne znaczenie teraz, gdy opozycja wygrała wybory do Senatu. To dowód na to, że nasz protest jest skuteczny. Dzięki niemu demokratyczna opozycja odzyskała Senat. Infamia to infamia”!

Czytaj także: Żeby nie było Kałuży! Jak powstawały listy opozycji do Senatu

Myślę sobie, że niełatwo być Kałużą i mają to na uwadze wszyscy ci senatorzy, którzy po tych wyborach są po dobrej stronie mocy. I słusznie, licho nie śpi! Kuszenie jest wszak robotą starą jak świat. Nie poprzestaje na jabłuszku – mami lepszymi fruktami i przybiera coraz wymyślniejsze formy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną