Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Rok z wicemarszałkiem Kałużą

Działacze KOD na każdej sesji sejmiku śląskiego przypominają Kałuży o jego zdradzie. Działacze KOD na każdej sesji sejmiku śląskiego przypominają Kałuży o jego zdradzie. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Od roku przed każdą sesją sejmiku na galerii 15 m nad wicemarszałkiem zasiada kilka lub kilkanaście osób z transparentami: „Kałuża, ty oszuście!”, „Oddaj mandat!”, „Zdrajca!” itd. Trudno w takiej atmosferze podnosić głowę.

Aniśmy się obejrzeli… A to już rok za nami od słynnej, heroicznej i brzemiennej w skutki decyzji Wojciecha Kałuży, radnego sejmiku śląskiego z ramienia Koalicji Obywatelskiej, reprezentującego w niej zbrojne ramię Nowoczesnej – o przejściu do klubu PiS. PiS wygrało, przypomnę, wybory w województwie śląskim, ale zabrakło jednego radnego, żeby mieć większość. KO miała 20 szabel, SLD – 2 i jedną PSL. PiS – 22! Takie rozdanie: 23 do 22 było wynikiem sromotnej porażki Ruchu Autonomii Śląska, dotychczasowego koalicjanta, który wybory przegrał do zera, choć liczył na więcej niż poprzednio – a miał czterech radnych.

„Przysłowiowy Kałuża” to zdrajca

Do poszukiwania tej jednej czarnej owcy czy też złotej szabli włączył się minister Michał Dworczyk z kancelarii premiera. W tym czasie opozycja z PO na czele chłodziła szampany, żeby wypić za następną kadencję. Wprawdzie 23 do 22 to żadna większość, ale zawsze. Potem wkurzeni jak cholera opozycyjni radni przyznawali, że ich też podchodzono, ale nie dali się nastraszyć, złamać ani kupić. Udało się upolować właśnie Wojciecha Kałużę, czego skutkiem wszedł w życie tzw. casus Kałuży i powiedzenie, które wejdzie wkrótce do słownika języka polskiego: „przysłowiowy Kałuża” – podobnie jak „Piekarski na mękach” czy „Zabłocki na mydle”. W tym przypadku jest to zamiennik zdrady i korupcji politycznej.

Mało tego, że przypadek ów wszedł do historii, okazało się nawet, że do historii wciąż żywej.

Reklama