Film Jana Komasy z Bartoszem Bielenią w roli głównej znalazł się w gronie pięciu tytułów, które powalczą o Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy (dawniej: nieanglojęzyczny). To ogromny sukces twórców „Bożego Ciała” oraz całego sztabu wspomagającego ich amerykańską kampanię promocyjną. W ubiegłym roku podobną drogę przeszła – z triumfem na końcu – „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego. Polskie kino przeżywa więc dni chwały, mimo że nie stoją za nim w tej chwili ani wielkie pieniądze, ani przebojowe agencje hollywoodzkie. Najmocniejszą stroną „Bożego Ciała” jest oczywiście uniwersalna, chwytająca za serce przypowieść o potrzebie duchowości i cenie, jaką płacimy dziś za prawdę – gdy ludzie potrzebują kogokolwiek, kto ma czyste intencje, nawet jeśli tym kimś okazuje się oszust. A takiego bohatera wspaniale gra Bartosz Bielenia, tegoroczny laureat Paszportu POLITYKI. Triumf Polaków przypieczętowały już hollywoodzkie wytwórnie, proponując Janowi Komasie i Mateuszowi Pacewiczowi, autorowi scenariusza „Bożego Ciała”, napisanie na jego podstawie serialu, który miałby być nakręcony za oceanem w tamtejszych realiach. Czy będzie Oscar, przekonamy się już 9 lutego.