Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Opozycja podzielona. PSL poprze ustawę o walce z ASF

Protest w Gdańsku przeciwko odstrzałowi dzików. Protest w Gdańsku przeciwko odstrzałowi dzików. Łukasz Dejnarowicz / Forum
Senat nie odrzuci ustawy wprowadzającej kary za przeszkadzanie myśliwym i praktycznie odbierającej obywatelom swobodny wstęp do lasu. Tzw. lex Ardanowski poprą senatorowie PSL.

Opozycja ma w Senacie przewagę jednego głosu. Jeśli wyłamie się trzech senatorów PSL, a zapowiedział to dziś rano w RMF FM Władysław Kosiniak-Kamysz, izba wyższa nie odrzuci projektu ustawy ochrzczonej nazwiskiem ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Zresztą obrońcy zwierząt i swobód obywatelskich nie mieli złudzeń: Sejm, gdzie rządzi PiS, i tak by ostatecznie lex Ardanowski uchwalił.

Czytaj też: Na dzika! Bulwersująca specustawa PiS

Bat na ekologów

Pod pozorem walki z epidemią afrykańskiego pomoru świń (ASF) wśród dzików PiS chce rozprawić się z obrońcami zwierząt i podporządkować sobie całkowicie Polski Związek Łowiecki. Temu ma służyć specustawa w sprawie zwalczania chorób zakaźnych u zwierząt.

Spacerowanie po lesie w trakcie trwania polowania (nie tylko sanitarnego) i niepodporządkowanie się poleceniom myśliwych będzie przestępstwem zagrożonym karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku. Takie zachowanie ma być uznane za celowe utrudnianie lub uniemożliwianie polowania. Bo jak uzasadniała na wspólnym posiedzeniu senackich komisji rolnictwa i środowiska sekretarz stanu w ministerstwie klimatu i Główny Konserwator Przyrody Małgorzata Golińska, aktywiści przeszkadzają, niszczą ambony i inne urządzenia łowieckie, a myśliwi nie mogą wykonywać nałożonego na nich obowiązku redukcji zwierzyny.

Wtórował jej Józef Łyczak (PiS), wiceprzewodniczący komisji środowiska, który na plenarnym posiedzeniu zaprezentuje projekt ustawy wszystkim senatorom. Łyczak sam o sobie mówi, że chłopem jest od 60 lat, myśliwym od 30, a senatorem już trzecią kadencję. Sanator podejrzewa, że przeszkadzający myśliwym to „zorganizowane, płatne grupy”.

Zatem w Senacie nie dopuszczono ich nawet do głosu, choć jako strona społeczna stawili się na posiedzeniu komisji przedstawiciele WWF Polska, Koalicji „Niech Żyją!” i Fundacji na rzecz Prawnej Ochrony Zwierząt i Kontroli Obywatelskiej „Lex Nova”. Głos społeczny został odstrzelony! – komentował Radosław Ślusarczyk ze Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.

W całym kraju odbywają się dziesiątki tysięcy polowań, incydenty zdarzają się rzadko, to żadna skala zjawiska – mówi senator Stanisław Gawłowski, były minister środowiska w rządzie Platformy i PSL.

Czytaj także: Polskie mięso. Dramat w czterech aktach

Skok na łowiecką kasę

W lesie myśliwym będzie za to wolno niemal wszystko. Strzelać w nocy z tłumikiem, wygonić spacerowiczów i trenujących sportowców, a gdyby protestowali – wezwać na pomoc policję, straż pożarną albo wojsko, które również ma być „angażowane” w odstrzał dzików.

Nieoczekiwanie wśród propozycji uprzyjemniających życie myśliwym znalazł się zapis zmieniający ustawę Prawo Łowieckie. Łowczego Krajowego miałby powoływać minister środowiska. – To jakaś kosmiczna wrzutka – prezes Naczelnej Rady Łowieckiej prof. dr hab. Paweł Piątkiewicz, obecny na posiedzeniu senackich komisji jako strona społeczna, nie krył oburzenia. Prezesa NRŁ dopuszczono do głosu, w przeciwieństwie do wichrzycieli z NGO-sów mógł zatem zaprotestować przeciw ubezwłasnowolnieniu PZŁ: Naczelna Rada Łowiecka zatrudnia Łowczego Krajowego. Jak my możemy płacić Łowczemu, na którego powołanie nie mamy żadnego wpływu?

Teraz po zmianie z 2018 r. i tak ograniczającej samodzielność PZŁ to Naczelna Rada Łowiecka proponuje ministrowi trzech kandydatów i z nich minister wybiera. – Co będzie, jak członkowie PZŁ na znak protestu przestaną wykonywać polowania? – zagroził Piątkiewicz. – To na PZŁ spoczywa obowiązek walki z ASF i to głównie my z nim walczymy.

Niemal jednocześnie do Senatu wpłynął prawie identycznej treści protest drugiego prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej Rafała Malca. Bo od września, na skutek prób przejęcia władzy nad PZŁ i jego finansami (a mowa o kilkudziesięciu milionach rocznego budżetu) przez resort środowiska, są dwie Naczelne Rady Łowieckie i dwóch Łowczych Krajowych. Jak widać, solidarnych w obronie niezawisłości PZŁ.

PiS chce w całości przejąć PZŁ – mówi Gawłowski. – W PRL takie prywatne stowarzyszenia tylko raz miały komisarzy z nadania władzy i było to w stanie wojennym.

Jan Woleński: Dziki. Jak prymitywny interes polityczny wygrał z rozsądkiem

Lex Ardanowski: czego tu nie ma?

Liczący zaledwie kilka artykułów projekt ustawy jest tak naprawdę zbitką nowelizacji dziewięciu ustaw i ogranicza się do jednego: strzelać do dzików. Bo w walce z ASF PiS poniósł klęskę. – Jak PiS obejmował władzę, były trzy ogniska ASF, dziś są 263 – mówił Gawłowski.

Choroba przeszła już linię Wisły, a pojedyncze ogniska pojawiły się w woj. lubuskim. Dla naukowców te „wysepki” infekcji są najlepszym dowodem, że to człowiek, nie dzik, jest odpowiedzialny za szerzenie się wirusa. Najczęściej właśnie myśliwi, którzy swoje koła łowieckie nie zawsze mają pod domem i polują w różnych regionach kraju, przenoszą zakażenie. Nawet według Inspekcji Weterynaryjnej, służby podległej ministrowi rolnictwa, „zasadniczą przyczyną” ASF jest nieprzestrzeganie zasad bioasekuracji przez rolników i myśliwych.

Tymczasem w projekcie niewiele jest lub prawie nic nie ma o najważniejszym: konieczności wprowadzenia rygorystycznych zasad bioasekuracji zarówno na poziomie hodowli trzody chlewnej, jak i polowań, prowadzenia nadzoru biernego, czyli wyszukiwania dzików, które zmarły z powodu wirusa. A jak przypomniała posłanka Dorota Niedziela, truchło padłych dzików jest zarażone ASF w 60 proc. przypadków, a zwierzęta odstrzelone w trakcie redukcji populacji i odstrzałów sanitarnych – tylko w 0,4 proc.

Nic nie ma także na temat zwrotów kosztów bioasekuracji dla małych gospodarstw, które średnio wydają lub powinny wydawać na ten cel 35 tys. zł rocznie.

Wybicie dzików nic nie da

Zeszłoroczna akcja „wybicia dzików do zera” nie wypaliła m.in. na skutek masowych społecznych protestów. Jedynym efektem była ekspansja ASF na zachód. Więc PiS uznał, że trzeba zneutralizować stronę społeczną i strzelać dalej.

Mówicie, że to jest wojna, polegnie bardzo wiele zwierząt, jak zabezpieczycie przed rozwleczeniem choroby? – pytała senator Alicja Chybicka, profesor i doktor nauk medycznych. – Ten wirus należy do najbardziej opornych, dwudziestościenny, z bardzo grubą otoczką, masywnie chroniony. Zamrożony przeżywa tysiąc dni, w suszonym mięsie – 300 dni, a 1-proc. formalina niszczy go dopiero po sześciu dniach.

To oznacza, że spokojnie przeżyje w środowisku nawet po wybiciu wszystkich chorych i zdrowych dzików. Zwłaszcza że nic w ustawie nie ma o utylizacji zabitych zwierząt, a biorąc pod uwagę zjadliwość wirusa, nie jest to łatwe zadanie. To niemożliwe, aby nikt w resorcie rolnictwa nie zdawał sobie z tego sprawy. Zatem wniosek nasuwa się jeden: specustawa ma umożliwić wystrzelanie jak największej liczby dzików, by pokazać rolnikom i producentom trzody chlewnej, że rząd się troszczy o ich interesy. Chłopi raczej nie dadzą się na to nabrać.

Czytaj też: Co roku myśliwi zabijają 200 tys. ptaków

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną