Skoro rząd i Ministerstwo Zdrowia są pewni, że od samego początku, kiedy tylko w Europie pojawiło się realne zagrożenie związane z koronawirusem SARS-CoV-2, przedsięwzięto w Polsce wystarczające działania zabezpieczające i wszyscy obywatele zostali o nich poinformowani – to dlaczego prezydent Andrzej Duda zażądał w tej sprawie nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, które odbyło się w miniony poniedziałek? A jednak w kampanii wyborczej, w której Andrzej Duda jest sklejony z rządem i sejmową większością, nawet epidemiologiczne procedury przegrywają z polityczną kalkulacją.
Do tej pory minister zdrowia i Główny Inspektor Sanitarny całkiem zgrabnie tonowali nastroje i walczyli z dezinformacjami. Ale w poniedziałek opozycja mogła łatwo wykazać, jaki chaos panuje między resortami i urzędami, skoro nawet głowa państwa musi dopiero w Sejmie dowiadywać się, jak kraj jest przygotowany na wypadek epidemii. Jeśli prezydent chciał w ten sposób kogokolwiek uspokoić, to zrobił coś dokładnie odwrotnego.
Debatę zorganizowano w tym samym czasie, kiedy sejmowa Komisja Zdrowia ekspresowo zajmowała się rządową specustawą o walce z koronawirusem. Opozycja już w połowie lutego złożyła w Sejmie projekty mające dostosować obowiązujące prawo do nowego zagrożenia, ale nikt się nimi nie interesował, ponieważ PiS przyjęło zasadę, że ma nienaruszalny monopol składania inicjatyw legislacyjnych, a jeśli chodzi o SARS-CoV-2, to zmiany w prawie w ogóle są niepotrzebne. A jednak w niedzielę, tuż przed poniedziałkową wizytą prezydenta, zdanie zmieniono i rząd w „trybie obiegowym” przygotował nowe przepisy.
W projekcie znalazły się m.in.: dodatkowy zasiłek opiekuńczy dla rodziców, którzy będą musieli opiekować się dziećmi w przypadku zamknięcia żłobka, przedszkola lub szkoły, oraz prawo pracodawcy do polecenia pracownikowi wykonywania obowiązków z domu.