Jedziemy na głodowych stawkach, uratować może tylko Nobel.
Jeśli chodzi o kupowanie książek, Polska jest zero waste. To prawdziwe osiągnięcie tak „dobrej zmiany”, jak i poprzednich, które zaszły po roku ’89.
Czytelnictwo doznało uwiądu, sumiennie wspomagane przez dostojników państwowych. Ministrowie i ministerki edukacji zadbali o to, żeby dzieciom chciało się płakać na widok zadrukowanych kartek. Nie dziwimy się, bo trzymane w kanonie lektur nowelki opowiadające o niedoli konia czy wsadzaniu dziecka do pieca, żeby wygnać z niego zaziębienie, już w naszych czasach wymagały przypisów.
Polityka
10.2020
(3251) z dnia 03.03.2020;
Felietony;
s. 86