Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jak Wiera dla Wołodii

Jedziemy na głodowych stawkach, uratować może tylko Nobel.

Jeśli chodzi o kupowanie książek, Polska jest zero waste. To prawdziwe osiągnięcie tak „dobrej zmiany”, jak i poprzednich, które zaszły po roku ’89.

Czytelnictwo doznało uwiądu, sumiennie wspomagane przez dostojników państwowych. Ministrowie i ministerki edukacji zadbali o to, żeby dzieciom chciało się płakać na widok zadrukowanych kartek. Nie dziwimy się, bo trzymane w kanonie lektur nowelki opowiadające o niedoli konia czy wsadzaniu dziecka do pieca, żeby wygnać z niego zaziębienie, już w naszych czasach wymagały przypisów.

Do wysiłków ministerialnych dołożyli się specjaliści od reklamy. Arbitralnie uznali, że zdjęcie wnętrz, w których znajdują się książki, są „nieklikalne” i rodzą efekt obcości. I nic to, że według Brechta w „efekcie” chodzi właśnie o to, żeby widza sprowokować do myślenia. Ekipy agencji reklamowych akurat tego chcą uniknąć. Celem jest niemyślenie, bo ono generuje zyski. Tak urobiony klient kupi wszystko. Wszystko, tylko nie książki.

Wydawnictwa, pozbawione snobizmu na bycie kulturalnym oraz sutych państwowych dotacji, stawiają na książki, które się „zwrócą”. Coraz mniej książek się zwraca, coraz częściej za to zwraca się nam na ich widok. Nawyk sięgania po książkę i wynikająca z lektury przyjemność zostaną zapewne wpisane na listę dewiacji XXI w.

Wszechobecna propaganda konsumpcyjnego stylu życia i nastawienie na zysk – nic dziwnego, że małe księgarnie upadają, a duże przerzucają się na handel kubkami, elektroniką czy pluszakami. Również w środowisku akademickim i literackim uważa się czasem, że „promocja czytelnictwa” jest klasistowska, bo stawia książkę wyżej niż na przykład łopatę. Poza tym nie wolno się chwalić, że się jest inteligentem, bo to poniża panią przy kasie.

Polityka 10.2020 (3251) z dnia 03.03.2020; Felietony; s. 86
Reklama