Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Eksperci: Wybory w maju to ryzyko. I groźba kompromitacji

Kartony z podpisami poparcia dla Andrzeja Dudy Kartony z podpisami poparcia dla Andrzeja Dudy Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zmieńmy termin wyborów prezydenckich! Apelują eksperci, zwracając uwagę, że wolne wybory wymagają spełnienia wielu warunków, m.in. muszą zapewnić równość i powszechność udziału, nie mogą też stwarzać zagrożenia dla zdrowia i życia.

Politycy rządzącej prawicy, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, z uporem powtarzają, że wybory prezydenckie odbędą się w terminie, czyli pierwsza tura głosowania będzie miała miejsce 10 maja i jeśli nie przyniesie rozstrzygnięcia, druga runda wydarzy się dwa tygodnie później. Prezes PiS podkreśla, że nie ma przesłanek dla zmiany terminu, a konstytucja nakłada obowiązek na organy państwa i samorządu, by zorganizować i przeprowadzić elekcję.

Nie czas na wybory prezydenckie

Z przekonaniem Kaczyńskiego nie zgadzają się członkowie Zespołu Ekspertów Wyborczych Fundacji im. Stefana Batorego, którzy 23 marca ogłosili apel o zmianę terminu wyborów prezydenckich. Zwracają oni uwagę na wiele okoliczności, które uniemożliwiają ich prawidłowy przebieg. Najważniejsza przesłanka wynika z dynamiki rozwoju epidemii koronawirusa, która przez najbliższe tygodnie będzie przyspieszać i zwiększać zasięg.

Nawet jeśli apogeum zostanie osiągnięte przed majem, to i tak „trudno wyobrazić sobie zapewnienie obywatelom bezpiecznych warunków głosowania. W lokalach wyborczych gromadzi się często jednocześnie kilkadziesiąt osób. W tych okolicznościach ryzyko zarażenia jest realne. Szczególnie starsi wyborcy mogą obawiać się o własne bezpieczeństwo, zaś osoby objęte kwarantanną nie będą mogły głosować w ogóle. Również praca członków komisji wyborczych będzie wiązać się z realnym zagrożeniem ich zdrowia, a nawet życia. To może uniemożliwić skompletowanie komisji wyborczych. Szacujemy, że skoordynowanie procesu wyborczego wymaga zaangażowania co najmniej 200 tysięcy osób”.

Czytaj też: Orzeczenie SN potwierdza, że wybory należy przełożyć

To jednak dopiero początek, po którym następują kolejne konsekwencje: niemożliwość prowadzenia kampanii, wysoka absencja podczas głosowania, koncentracja życia społecznego na walce z zagrożeniem epidemicznym. Autorzy apelu ostrzegają: „jeśli wyborom nie da się zagwarantować powszechności i równości, kwestia wiarygodności głosowania przeprowadzonego 10 maja stanie się prawnym i politycznym wstrząsem”.

Adam Szostkiewicz: Śmiercionośne wybory 10 maja

Grupa wysokiego ryzyka zakażeniem

Z tonem apelu korespondują szczegółowe analizy przygotowane przez politologów Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Bartłomieja Michalaka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Flis zwraca uwagę, że osoby powyżej 60. roku życia stanowią 30 proc. dorosłej części społeczeństwa. Tak się składa, że ta właśnie grupa najaktywniej uczestniczy w wyborach i jest też najbardziej zagrożona konsekwencjami zakażenia koronawirusem, ze śmiercią włącznie. Tę ogólną konstatację badacz z Krakowa rozkłada na realia pracy obwodowych komisji wyborczych (OKW).

Największe OKW, w których liczba głosujących przekracza tysiąc, mogą obsłużyć nawet 8 mln osób, co oznacza intensywne kontakty międzyludzkie między 2,5 mln wyborców i 10 tys. członków komisji z grupy wysokiego ryzyka (seniorów powyżej 60 lat). Łącznie, jeśli nawet uda się skompletować OKW w minimalnym składzie, można szacować, że zasiądzie w nich 50 tys. osób z najwyższej grupy ryzyka.

Istnieje jednak wielkie prawdopodobieństwo, że kompletu nie będzie i nie będzie można posłużyć się metodą, jaką zastosowali Bawarczycy 15 marca tego roku, którzy luki uzupełnili, nakazując udział w komisjach nauczycielom, czyli funkcjonariuszom publicznym. W Polsce nie ma takiej możliwości prawnej.

Marcin Celiński: Wokół flagi PiS

Wybory niemożliwe logistycznie

Jarosław Flis radzi: „do sprawy terminu wyborów warto podejść z dużym dystansem, kierując się przede wszystkim dążeniem do zmniejszenia zagrożeń dla zdrowia obywateli, lecz także do uniknięcia możliwej kompromitacji polskiego państwa. Niewątpliwie taką kompromitacją byłoby powtórzenie scenariusza francuskiego, kiedy to po przeprowadzeniu pierwszej tury wyborów samorządowych 15 marca 2020 roku, w obliczu wszystkich problemów, jakie ona ujawniła, następuje odwołanie drugiej tury wyborów”.

Odłożenie wyborów o pół roku dałoby możliwość nie tylko zmniejszenia ryzyka, ale także zmiany w kodeksie wyborczym tak, by umożliwić głosowanie korespondencyjne, co rozwiązywałoby problem udziału osób objętych kwarantanną.

Bartłomiej Michalak w swej analizie pokazuje, że przeprowadzenie wyborów 10 maja jest de facto niemożliwe ze względów logistyczno-organizacyjnych. Brak chętnych do obsadzenia OKW jest mocno zasadną hipotezą, co pokazały wybory uzupełniające do Rady Gminy Pątnów 22 marca, gdzie ze względu na obawy przed koronawirusem wszyscy członkowie komisji zrezygnowali z pracy. Nawet jednak gdy uda się skompletować komisje, to nie będzie ich jak przeszkolić, bo wymaga to zebrania dużych, kilkusetosobowych grup ludzi, co jest niewykonalne ze względu na zagrożenie epidemiczne. Ba, nawet przeszkolenie w cudowny sposób rzeszy liczącej ok. 200 tys. osób nie gwarantuje, że stawią się do pracy w wyznaczonym terminie, jeśli uznają, że ryzyko zachorowania jest zbyt wysokie.

Świat w kwarantannie. A co z Polonią?

Michalak idzie dalej i rozwija scenariusz, w którym do wyborów dochodzi i komisje działają. Oznacza to, że dla tych 200 tys. osób w 27 tys. lokali należy przygotować środki ochrony osobistej: maseczki, rękawiczki, płyny dezynfekujące. Wystarczy jednak, że do którejś komisji zawita osoba zakażona, i trzeba będzie obiekt zamknąć, a osoby w nim się znajdujące poddać kwarantannie. To z kolei oznacza przerwanie głosowania, czego kodeks wyborczy nie przewiduje, a może być przesłanką do unieważnienia wyborów w całym kraju.

Daniel Passent: Biedny i poszkodowany prezydent Duda

To tylko kilka problemów „normalnych” komisji, są jeszcze obwody specjalne, w szpitalach i za granicą. Jak zorganizować głosowanie w szpitalach zakaźnych, które i tak nie narzekają na brak kłopotów? Jeśli chodzi o zagranicę, to w 2019 r. na całym świecie było 314 lokali wyborczych, a uprawnionych do głosowania – 330 tys. osób. Czy państwo jest w stanie zapewnić im możliwość głosowania w sytuacji restrykcji w coraz większej liczbie krajów walczących z epidemią?

Czytaj też: Mamy stan epidemii. Co się zmieni w naszym życiu?

Stawką jest życie: ludzi i demokracji

Bartłomiej Michalak podsumowuje: „W mojej opinii przeprowadzenie wyborów prezydenckich w okresie epidemii koronawirusa i związanych z nią ograniczeń wprowadzonych przez stan zagrożenia epidemicznego jest w praktyce niewykonalne i wiąże się z szeregiem komplikacji tak prawnych, jak i organizacyjnych. Naraża też na ryzyko zakażenia się zarówno członków OKW i obsługujących te komisje urzędników, jak i samych wyborców”.

Co więc robić? Wspomniany Zespół Ekspertów Wyborczych Fundacji Batorego proponuje: „najlepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji wydaje się wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, który zawiesiłby terminy ustalonego już kalendarza wyborczego”. Stawką jest dosłownie życie, życie konkretnych osób i życie polskiej demokracji. Nie stać nas na takie ryzyko, termin wyborów należy zmienić.

Wyjaśnienie: autor, publicysta „Polityki”, jest także członkiem zarządu Fundacji im. Stefana Batorego. Nie uczestniczył w przygotowaniu apelu Zespołu Ekspertów ani w opracowaniu omawianych analiz.

Czytaj też: Państwo, polityka i epidemia

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną