Politycy rządzącej prawicy, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, z uporem powtarzają, że wybory prezydenckie odbędą się w terminie, czyli pierwsza tura głosowania będzie miała miejsce 10 maja i jeśli nie przyniesie rozstrzygnięcia, druga runda wydarzy się dwa tygodnie później. Prezes PiS podkreśla, że nie ma przesłanek dla zmiany terminu, a konstytucja nakłada obowiązek na organy państwa i samorządu, by zorganizować i przeprowadzić elekcję.
Nie czas na wybory prezydenckie
Z przekonaniem Kaczyńskiego nie zgadzają się członkowie Zespołu Ekspertów Wyborczych Fundacji im. Stefana Batorego, którzy 23 marca ogłosili apel o zmianę terminu wyborów prezydenckich. Zwracają oni uwagę na wiele okoliczności, które uniemożliwiają ich prawidłowy przebieg. Najważniejsza przesłanka wynika z dynamiki rozwoju epidemii koronawirusa, która przez najbliższe tygodnie będzie przyspieszać i zwiększać zasięg.
Nawet jeśli apogeum zostanie osiągnięte przed majem, to i tak „trudno wyobrazić sobie zapewnienie obywatelom bezpiecznych warunków głosowania. W lokalach wyborczych gromadzi się często jednocześnie kilkadziesiąt osób. W tych okolicznościach ryzyko zarażenia jest realne. Szczególnie starsi wyborcy mogą obawiać się o własne bezpieczeństwo, zaś osoby objęte kwarantanną nie będą mogły głosować w ogóle. Również praca członków komisji wyborczych będzie wiązać się z realnym zagrożeniem ich zdrowia, a nawet życia. To może uniemożliwić skompletowanie komisji wyborczych. Szacujemy, że skoordynowanie procesu wyborczego wymaga zaangażowania co najmniej 200 tysięcy osób”.