Wybory bez bezpieczników
Wyjęli bezpieczniki, chcą nas wysłać na wybory w czasie epidemii
Sytuacja staje się coraz bardziej nie do ogarnięcia prawnie. Zagraża nam nie tylko COVID-19, ale też chaos wywołany nadprodukcją antywirusowego prawa i żonglowaniem przepisami. Opozycja boi się stanu wyjątkowego, choć i bez niego minister obrony narodowej wydał decyzję (déjà vu) skierowania „oddziałów i pododdziałów” wojska do wsparcia działań policji. Jakich? Chyba sprawdzania, czy ludzie przebywający w miejscach publicznych nie powinni być aby na kwarantannie.
Jak zauważa część prawników, bez wprowadzenia stanu nadzwyczajnego władza wprowadza szereg ograniczeń praw i wolności konstytucyjnych, jak wolność poruszania się (z prawem do całkowitego pozbawienia wolności dla chorych i podejrzanych o zakażenie oraz przymusem pracy), gospodarowania, zgromadzeń czy prawo do prywatności (np. gromadzenie danych tysięcy ludzi przekraczających granice). Jednocześnie te ograniczenia nie mają zabezpieczenia, jakie daje konstytucja w przypadku stanu wyjątkowego, czyli czasowość obowiązywania – nie dłużej niż 90 dni z możliwością jednorazowego przedłużenia o 60 dni. Nie wprowadzając stanu wyjątkowego, rząd narusza też konstytucyjne prawo do odszkodowania za działania władzy – ustawa o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela daje każdemu prawo do ubiegania się o odszkodowanie. Władza to udaremnia.
Tymczasem wprowadzone ograniczenia są tak daleko idące, że zorganizowanie wyborów prezydenckich oznaczałoby złamanie wielu z nich. I – skoro mamy stan epidemii – sprowadzenie powszechnego zagrożenia dla zdrowia i życia obywateli, za co można by rząd postawić przed Trybunałem Stanu. Bo mało prawdopodobne, żeby do 10 maja epidemia wygasła. We Włoszech po półtora miesiąca od pierwszych zakażeń epidemia potężnieje.