Lekarz pracujący na oddziale intensywnej terapii w szpitalu jednoimiennym w centralnej Polsce mówi o codziennym dramacie w ochronie zdrowia.
Ile lat ma ta pacjentka?
35, młoda kobieta, ale ma bardzo zniszczone płuca. Zaraziła się koronawirusem od koleżanki, która wróciła z zagranicy. I akurat jej układ odpornościowy nie poradził sobie. Stan ciężki. Leży na intensywnej terapii pod respiratorem.
Poprawia się?
Nie, zobaczymy, co będzie dalej, ale może być źle.
Co ten wirus robi z człowiekiem?
Powoduje zapalenie płuc. To zapalenie płuc może mieć lekki przebieg, a może mieć przebieg średniociężki: kasłanie, gorączka. Przeleży pan w domu jak grypę. Ale może mieć przebieg ciężki.
I wtedy?
Generalnie to ten wirus niszczy płuca. W ciężkim przypadku trudno oddychać. Pacjent musi trafić do szpitala, trzeba mu podać tlen i lekarstwa. Skrajny przypadek jest wtedy, gdy dochodzi do ostrej niewydolności oddechowej.
Tak jak u tej pani?
Tak, wtedy taki pacjent trafia do nas, do anestezjologów na OIOM. Musi być podłączony do respiratora, bo nie poradzi sobie z oddychaniem.
A gdy nie ma respiratora?
To się człowiek dusi. Bez respiratora okres przeżycia jest bardzo krótki, czasem ledwie kilka godzin. Tak to jest. Teraz na respiratorach mamy pięciu pacjentów. I całe szczęście. Jak ich przybędzie, zrobi się dramat.
Ile respiratorów jest w szpitalu?
40–50.
To sporo.
To złudzenie. Tych pięciu pacjentów podłączonych jest do dobrej klasy sprzętu. Takich nowoczesnych maszyn mamy 15. Inne dostarczone nam z zewnątrz nie nadają się do wentylacji ciężko chorych.