Jeżeli w Polsce miałyby się odbyć teraz albo później wybory korespondencyjne według projektu PiS, to wyglądałyby one następująco. Poczta Polska będzie musiała dostarczyć ponad 30 mln uprawnionych do głosowania pakiety wyborcze. Zostaną one doręczone „bezpośrednio do oddawczej skrzynki pocztowej wyborcy na adres wyborcy” wskazany w spisie wyborców. Nie do rąk własnych i bez potwierdzenia odbioru. Skąd będzie więc wiadomo, czy trafiły do adresatów? – Epidemia wyklucza kontakt z tymi, którzy te pakiety będą roznosić, poza tym roznoszenie za potwierdzeniem odbioru zajmuje więcej czasu, a my go nie mamy – wyjaśnia polityk PiS. Do roznoszenia rząd zamierza nająć 26 tys. listonoszy – zatem każdy z nich będzie musiał donieść 1153 przesyłki z kartą wyborczą do 538 adresów. Rządzący myślą też o zaangażowaniu służb mundurowych oraz żołnierzy WOT.
Koperty do skrzynek. W kopercie będzie musiał zmieścić się cały pakiet wyborczy: koperta zwrotna, karta do głosowania, koperta na kartę do głosowania, instrukcja głosowania korespondencyjnego, oświadczenie o osobistym i tajnym oddaniu głosu (z wpisanymi wyraźnie imieniem i nazwiskiem oraz numerem PESEL). Co jednak, gdy np. w jednym domu mieszka np. czterech wyborców? A cztery pakiety nie zmieszczą się do skrzynki? – Takie dostarczanie dokumentów wyborczych nie zapewnia im żadnego bezpieczeństwa. Mogą zdarzyć się kradzieże albo zniszczenie pakietów np. przez deszcz – zauważa sędzia Wojciech Hermeliński, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. I dodaje: – Myślę też, że wiele kart trafi pod adresy, w których wyborcy nie przebywają, i nie wiadomo, co się z tymi pakietami stanie, czy ktoś za tych wyborców nie odda głosu? Rzeczywiście, w czasie pandemii mało kto ma głowę do tego, aby dopisywać się do spisu wyborców tam, gdzie faktycznie mieszka.