Przywykłyśmy cieszyć się z tego, że tylko urwali palec, a wszak mogli całą rękę. Hura! Dobry wujaszek Sejm nie zatwierdził po pierwszym czytaniu zakazu aborcji i kryminalizacji edukacji seksualnej. Szczęście niepojęte.
Obywatelskie projekty uchwał trafiły na razie do komisji. Oficjalnie mają się nimi znowu zająć i omawiać, ale w kuluarach szepcze się, że to zgniłe jajo i nawet PiS nie chce babrać się w tych tematach. Czyli tradycyjna zamrażarka, gdzie lądują pomysły bez możliwości ich wprowadzenia. Czemu więc w ogóle zamachali tymi kuriozalnymi pomysłami przed oczami wkurzonych Polek? Podobno musieli, bo mijał czas ich procedowania. Prawda jest jednak taka, że kwestię praw reprodukcyjnych wyjmuje się jak królika z kapelusza w dwóch przypadkach: kiedy sprawdza się nastroje społeczne i żeby podlizać się Kościołowi i radykalnie prawicowemu elektoratowi. W jaki sposób bada się możliwość protestu obywatelskiego w czasach pandemii? Zakazuje się zgromadzeń, a następnie wyjmuje czerwoną płachtę i czeka. Test ten został zdany bardzo dobrze: były protesty kolejkowe, plakaty w oknach, pospolite ruszenie w sieci oraz wysyłanie maili do posłów i posłanek. Było blokowanie miasta samochodami. Gdyby Czarny Protest miał odbyć się w pierwotnej formie, to w każdej chwili tysiące kobiet gotowych jest wyjść na ulicę, bo nadal chcą decydować o sobie.
A jak się udało przekazywanie gałązki oliwnej konserwatywnemu elektoratowi? Kościół może w przyszłości pobłogosławi wybory korespondencyjne. Natomiast niezdecydowany elektor odda jednak głos na Andrzeja Dudę, a nie Krzysztofa Bosaka. Kilka procent wahnięcia w wynikach to gra warta świeczki.
Jak pisze Klementyna Suchanow w najnowszej książce: „To jest wojna”, Ordo Iuris powiązane jest z rosyjskimi organizacjami, rodzimi przeciwnicy aborcji mają kasę i możliwości, aby szerzyć swoją pseudonaukową propagandę.