Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Wyciekły im kartki do pocztowej skreślanki

Kandydat na prezydenta Stanisław Żółtek pokazał pakiet wyborczy do głosowania korespondencyjnego. Kandydat na prezydenta Stanisław Żółtek pokazał pakiet wyborczy do głosowania korespondencyjnego. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Afera z wyciekiem kartek, mających służyć za rekwizyt w farsie planowanej przez PiS 10, 17 czy innego dnia maja, wydaje się dęta. Przecież aferą w sprawie niby-wyborów jest literalnie wszystko – od A do Z.

Normalnie byłby to może wdzięczny, choć nie najwyższych lotów temat kabaretowy. Oto w pewnym kraju władza chce utrzymać się przy władzy. Mimo że akurat wybuchła tam epidemia groźnej choroby, prze do głosowania, w którym wierny suweren potwierdziłby, że chce, aby nadal rządził nim dotychczasowy kierownik. Czyli faktyczny władca zasiadający w wygodnej pozycji szarej eminencji na tylnym fotelu.

Czytaj też: Wyborcze absurdy. Liczenie głosów może potrwać tygodnie

Przy pomocy łomu

Choć więc elekcja w warunkach zarazy grozi zakażeniem przynajmniej części suwerena i niewielu uzna, że to uczciwe i rzeczywiste wybory, w stan alarmu został postawiony cały aparat państwa: politycy, propagandyści, ministrowie (w tym odpowiedzialny za zdrowie), wojsko i poczta. Parlamentarzyści rozmaitymi manipulacjami proceduralnymi próbują przyspieszyć ubranie woli władzy w stosowne przepisy o możliwości powszechnego głosowania korespondencyjnego, i to z wykorzystaniem listonoszy i skrzynek pocztowych, za to z pominięciem komisji wyborczych, a także de facto tradycyjnego organu w postaci Państwowej Komisji Wyborczej.

Nie czekając, czy to się uda, ministrowie (z premierem na czele) sięgają po metodę faktów dokonanych. Przy pomocy łomu w postaci państwowej Poczty Polskiej i młodego janczara postawionego na jej czele próbują nocą zdobyć od samorządów dane obywateli – potencjalnych wyborców. Nie bacząc na jakąś tam PKW, organizują druk kartek do głosowania. Skądinąd, jak podał Onet, na maszynach prywatnej firmy o pasującej do nastroju nazwie „Samindruk”.

Kartki składują, jakżeby inaczej, w magazynach wiernych jednostek wojskowych – nie tych elitarnych i z tradycjami, lecz stworzonych w ramach koncepcji tzw.

Reklama