EWA SIEDLECKA: – Wybory to podstawa ustroju państwa. Czy władza może ich po prostu nie przeprowadzić?
JANUSZ NIEMCEWICZ: – Ja rozumiem, że pyta mnie pani o prawo. Ale to, co się w Polsce dzieje w ostatnich latach, nie ma wiele wspólnego z prawem. To jest naga siła większości sejmowej. Więc ja mogę się starać przedstawić moje poglądy, jak to wygląda od strony prawnej. Na pytanie, czy władza miała prawo nie przeprowadzić wyborów, odpowiadam: nie, nie miała, jeśli nie wprowadziła stanu nadzwyczajnego.
To jest ewidentne naruszenie praw obywatelskich zagwarantowanych w art. 62 konstytucji, który daje obywatelom prawo udziału w wyborach, także naruszenie Kodeksu wyborczego.
Jaką mamy teraz prawnie sytuację: wybory się odbyły, ale bez głosowania?
Chyba tak należałoby do tego podejść. Wybory nie zostały odwołane w sensie prawnym, bo nie ma do tego innej podstawy niż ich przesunięcie w związku ze stanem nadzwyczajnym. I nie ma takiego organu, który mógłby odwołać wybory. A więc nie były odwołane, ale nie doszło do głosowania i nikt nie został wybrany. Proces wyborczy został przerwany.
PKW nie odwołała wyborów? Wieczorem w dniu wyborów ogłosiła, że wybory się nie odbyły z powodu braku kandydatów.
PKW nie może odwołać wyborów. Przyznam, że nie rozumiem tej uchwały. PKW dokonała bardzo kreatywnej wykładni art. 293 Kodeksu wyborczego, uznając, że skutki nieprzeprowadzenia wyborów z powodów organizacyjnych są takie same jak skutki braku kandydatów na urząd prezydenta. W rozumieniu PKW „rak jest rybą”. Nie widzę żadnego oparcia w przepisach dla takiej fikcji prawnej, zwłaszcza że kandydatów nie brakuje.
Mnie to przypomina sytuację, gdy prezydent Andrzej Duda odmówił zaprzysiężenia sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, a premierzy Szydło i Morawiecki odmawiali publikacji wyroków TK.