Wrogi rozejm
Podzielona Zjednoczona Prawica. Starły się frakcje, to dopiero początek
Jak mogliśmy zauważyć, 10 maja 2020 r. nie odbyły się wybory prezydenckie planowane na ten dzień od 5 lutego. Szef PKW Sylwester Marciniak oznajmił, że z uwagi na brak możliwości głosowania na kandydatów marszałek Sejmu Elżbieta Witek ma 14 dni na rozpisanie nowych wyborów. Przepisy, na podstawie których te nowe wybory mają być zorganizowane, czekają na nowelizację. Nieoficjalnie rządzący wskazują na 28 czerwca jako na dzień pierwszej tury, ale w tym marnym kryminale było już tyle zwrotów akcji, że nie należy się do tej daty specjalnie przywiązywać; niewykluczone, że głosowanie będzie w lipcu. W poniedziałek, 11 maja krążyła wersja, że wybory zostaną przeprowadzone w trybie mieszanym, korespondencyjno-osobistym.
Obóz władzy, którego ważni przedstawiciele długo i beztrosko zapewniali, że 10 maja wybory się odbędą (celował w tym Jacek Sasin), natychmiast zwalił na opozycję winę za brak wyborów, wykazując przy tym nader swobodny stosunek do faktów. To PiS serią wrzutek do tarcz antykryzysowych rozmontował procedury wyborcze, a następnie na ostatnią chwilę przygotował ustawę (prezydent Andrzej Duda podpisał ją 8 maja), która według wielu konstytucjonalistów nie zapewniała ani powszechności, ani równości wyborów, ani tajności głosowania. I tak dokuśtykaliśmy do wyborów, które się nie odbyły.
Dla opozycji pocieszające może być jedynie to, że rządzący na starcie tej nowej kampanii ledwo dyszą, a przez ostatnie dni próbowali się nawzajem powykańczać.
PiS (prawie) łamie pakt Jarosławów
7 maja Jarosław Gowin ogłosił, że uratował Polskę. Dzień wcześniej, akurat gdy trwała debata wyborcza w TVP, liderzy PiS i Porozumienia dogadywali się w sprawie przełożenia wyborów. Chwilę po debacie ogłosili, że wyborów 10 maja nie będzie. Porozumienie poparło ustawę korespondencyjną – a PiS zgodziło się na jej nowelizację, tak by choć z daleka przypominała coś rodem z państwa prawa.