Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nie chciał być posłem. Dziś w imieniu PiS walczy o ustawę wyborczą

Przemysław Czarnek Przemysław Czarnek Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Przemysław Czarnek nie przebiera w słowach, a opozycji każe się leczyć z „kaczyńskofobii”. Teraz reprezentuje PiS w pracach nad kolejną ustawą o wyborach prezydenckich.

Nie chciał być posłem. Umowa była taka, że wystartuje w wyborach parlamentarnych, żeby wzmocnić listę PiS na Lubelszczyźnie, ale mandatu ostatecznie nie weźmie. Kandydował z drugiego miejsca i uzyskał najlepszy wynik w okręgu – ponad 87 tys. głosów. To 10. rezultat kandydatów partii w kraju.

Zaraz po wyborach jeden z naszych rozmówców z Nowogrodzkiej mówił, że Przemysław Czarnek przyda się w Sejmie, bo to dobry następca Dominika Tarczyńskiego, który po brexicie wszedł do Parlamentu Europejskiego. Wygadany, ale lepiej wykształcony, prawnik po KUL. Ostatecznie to Jarosław Kaczyński zdecydował, że Czarnek porzuci posadę wojewody lubelskiego i zostanie posłem. Choć jest debiutantem, to umówił się z prezesem, że nie będzie pracował tylko w komisjach, ale przypadną mu większe zadania.

Nowy „pistolet” PiS

W poniedziałek razem z wicepremier Jadwigą Emilewicz i ministrem Łukaszem Schreiberem Czarnek przedstawiał nowy projekt ustawy o wyborach prezydenckich. We wtorek, już z mównicy sejmowej, występował w imieniu jego wnioskodawców, bronił rządu i pouczał opozycję. – To pistolet, nie boi się zaatakować, ale robi to nieco subtelniej niż Krystyna Pawłowicz czy Dominik Tarczyński. Wbija szpile w opozycję, używa barwnych porównań, a przy tym zachowuje irytujący innych spokój – charakteryzuje kolegę polityk PiS.

W czasie wtorkowej krótkiej sejmowej debaty nad ustawą Czarnek apelował do posłów opozycji: „Jak wy się pozbędziecie kaczyńskofobii, to będziecie naprawdę możliwie odpowiedzialną opozycją.

Reklama