Od kilku dni trwa ożywiona korespondencja między redakcją „Gazety Wyborczej” a Komendą Stołeczną Policji. Chodzi o informację, że podczas tłumienia antyrządowej demonstracji dwa tygodnie temu funkcjonariusze użyli gazu i pałek.
Komu służy policja
Początkowo policja gardłowała, że nikt po żadne pały nie sięgał, gazeta uprawia „kłamstwo”, „antydziennikarstwo”, a „dezinformacje” takie wzmagają „falę hejtu wobec funkcjonariuszy”. Komenda na Twitterze apelowała też z angielska: „Stop fake news”. Dziennikarze odpowiedzieli na to dowodami: zdjęciami akcji (czy raczej pałowania), które dostarczyli im uczestnicy i świadkowie wydarzeń.
Wtedy wydział prasowy komendy przyznał, że „informując” (powinno być: dezinformując) o działaniach funkcjonariuszy, oparł się na „raportach przygotowanych przez policjantów”. Starszy aspirant Mrozek precyzował: „Żaden z nich nie zawierał informacji o użyciu środka przymusu bezpośredniego w postaci pałek”. Zapewniał też, że służby ustaliły „tożsamość widocznych na zdjęciu funkcjonariuszy, w tym tego trzymającego wzniesioną do góry pałkę służbową”, a „z polecenia Komendanta Stołecznego Policji wszczęte zostały czynności wyjaśniające w tej sprawie – ustalimy, w jakim zakresie funkcjonariusz wykorzystał ten środek przymusu i wobec kogo mógł zostać zastosowany”.
Problemem nie jest tylko użycie pałek do zlikwidowania tego konkretnego protestu, choć to zapewne przykład nadużycia środków przymusu. Otóż policja państwowa już wcześniej wyraźnie dawała wyrazy sympatii politycznych przez m.in. surowe traktowanie uczestników protestów wymierzonych w PiS przy równoczesnym pobłażaniu dla demonstrujących pod hasłami faszystowskimi i z racami w ręku prawicowym narodowcom.