Z głównej trybuny czasem trzeba uważnie się wpatrywać, aby konfederatów dojrzeć. W poważnych mediach bywają sporadycznie, w Sejmie odgrywają ogony. Choć ostatnio wygładzili język, niektórzy nadal straszą radykalizmem. Inni z kolei dezorientują specyficznym autyzmem, skłaniającym ich do ignorowania kluczowych politycznych emocji. Toteż trudno ich klarownie umieścić na mapie konfliktu. Krążą sobie po osobnej orbicie, która tylko incydentalnie przecina się z głównym nurtem polityki.
Kampanię prezydencką zaczęli zresztą fatalnie.