Dopóki się da i dopóki młodzi chłopcy od Bąkiewicza będą „chodzić do lasu” i bawić się w strażników, PiS i Konfederacja będą przeciągać linę i licytować na antyimigranckiej giełdzie.
W noc wyborczą, gdy ukazał się late poll dający bezpieczną przewagę Karolowi Nawrockiemu, i potem na pierwszym posiedzeniu Sejmu po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich PiS przeżyło swój moment triumfu. Później zaczęły się kalkulacje.
Przegrana Rafała Trzaskowskiego to niejedyny kłopot koalicji po wyborach. Wszyscy to chyba czują. Harce, które teraz obserwujemy, wynikają z przekonania, że coś się zmienia, że scenę polityczną czeka przebudowa. Przyjrzyjmy się temu.
Zwycięstwo Karola Nawrockiego radykalnie zmieniło sytuację skrajnej prawicy. W nerwówce ostatnich dni pada dużo deklaracji o wsparciu PiS w dążeniu do obalenia rządu Tuska – ale nie ma zgody na to, co dalej.
Przeważyło 370 tys. głosów. Polska jest podzielona na dwie połowy i choć przyjdzie nam pięć lat zmagać się z prezydentem Karolem Nawrockim, to czekają nas większe wyzwania.
Radykalna prawica szykuje się do władzy: już teraz „nasz prezydent”, za chwilę „nasz premier”. Co łączy, a co dzieli PiS, Konfederację i Koronę Grzegorza Brauna? Jak wygląda prawicowość tych formacji i czy będą w stanie się dogadać?
Nieprzemyślany atak Adama Bielana na Sławomira Mentzena wydobył na wierzch poważne różnice między liderami Konfederacji. Krzysztof Bosak byłby skłonny dogadać się z PiS, Mentzen takiej opcji nie widzi.
Stało się to, co musiało się stać. Na kilka dni przed drugą turą wyborów trumpiści i Konfederacja jednoznacznie poparli Karola Nawrockiego – w imię obrony cywilizacji zagrożonej przez neomarksistowski globalizm.
Minister spraw zagranicznych sam ubiegał się o nominację prezydencką, ale partia poparła Rafała Trzaskowskiego. Mimo to na finiszu rywalizacji to właśnie Sikorski jest lokomotywą napędową kampanii.
Stanąć na ziemi ubitej przez przeciwnika, po wymianie ciosów wyjść z tarczą, a na koniec wypić wspólnie piwo – trudno sobie wyobrazić, co więcej mógłby zrobić polityk KO, żeby przekonać do siebie maksymalne minimum wyborców Konfederacji.