Kraj

Biedacy, do kontenera!

Co dziś krąży po Europie? Kapitalizm uszminkowany. Mimo wysiłków spółki Marks & Engels kapitalizm wrócił i ma się dobrze, wręcz przeżywa drugą młodość.

W „ostrym mgły cieniu” – pandemii, nieustających wyborów prezydenckich i upadku państwowego radia – dzieją się sprawy zatrważające. System zawodzi, władza nie radzi sobie z rzeczywistością, a najbardziej cierpią ludzie, którzy i tak mają pod górkę. Czy to coś nowego?

Poprzedni wiek należał do panów z linijkami. Mapę kontynentu afrykańskiego pokryli niemal prostymi liniami, wykreślając sobie kolonie. Potem zabrali się za bliższych sąsiadów. Europa po pierwszej wojnie światowej została w taki sposób poszatkowana, że nie trzeba było długo czekać na wybuch kolejnej. Przez cały XX w. państwa Europy Zachodniej skutecznie eksportowały ze Starego Kontynentu do Afryki system klas społecznych. Wyrysowane na mapie twory administracyjne zaludnione były ludźmi, których nie łączyły język, wierzenia ani grupa etniczna. To oni zaczęli odczuwać na własnej skórze, co znaczy przepaść społeczna. W końcu pojęli przekaz żarłocznego kapitalizmu: być to znaczy mieć.

Poczęcie tego świata miało miejsce w Berlinie w 1885 r. Na konferencji, gdzie zjechali najpotężniejsi tamtejszego świata, wyznaczono granice afrykańskich kolonii. Panowie w surdutach, z kiwającymi się na piersiach orderami, dokonali gwałtu. Na innym kontynencie, na ich mieszkańcach, a kiedy patrzymy na to z dzisiejszej perspektywy, również na tamtejszej przyrodzie. I chociaż władza w tych przedziwnych tworach państwowych z latami się zmieniała, to nakreślone pod koniec XIX w. granice w większości pozostały.

Paradoksalnie, na berlińskiej konferencji zniesiono handel niewolnikami, co potwierdziła zawarta pięć lat później konwencja w Brukseli. Bruksela jako bastion kapitalizmu? Niekoniecznie. To tu, 40 lat przed berlińską konferencją, pewien młody ojciec ósemki dzieci napisał z kolegą manifest.

Polityka 24.2020 (3265) z dnia 08.06.2020; Felietony; s. 94
Reklama