Spore zamieszanie zafundowano Polakom mieszkającym za granicą i chcącym wziąć udział w najbliższych wyborach. Decyzją MSZ w niektórych krajach będzie można głosować wyłącznie osobiście (m.in. w Chorwacji, Danii i w niektórych obwodach Austrii), w 21 – tylko korespondencyjnie (np. w Niemczech, USA, Wielkiej Brytanii), w innych zaś – w systemie hybrydowym (w Czechach, Szwecji, Grecji, Chinach czy Rosji).
Absurdalna sytuacja będzie we Francji. 28 czerwca planowana jest tam druga tura wyborów komunalnych. By głosować, wystarczy przestrzegać obowiązujących zasad sanitarnych: założyć maseczkę, zdezynfekować ręce przy wejściu do lokalu wyborczego, mieć własny długopis, a w kolejce zachować odległość jednego metra. Po całym kraju można przemieszczać się swobodnie, zniesiono już limity podróży. Co ciekawe, w tym głosowaniu udział będą mogli wziąć wszyscy mieszkający we Francji obywatele UE, w tym Polacy, choć ci jednocześnie nie będą mogli wybrać prezydenta swojego ojczystego kraju, bo we Francji polski MSZ dopuścił wyłącznie głosowanie korespondencyjne.
Z ponad 330 tys. Polaków, którzy zgłosili się do wyborów pocztowych (bo najczęściej mieli tylko taką możliwość), 100 tys. to Polonia z Wielkiej Brytanii, blisko 50 tys. Polaków w Niemczech, ponad 25 tys. w USA i 20 tys. w Irlandii.
Kraje, gdzie Polacy nie będą mogli głosować, to: Peru, Chile, Kuwejt, Wenezuela, Afganistan i Korea Północna. Wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk poinformował, że do głosowania w krajach Ameryki Południowej czy w Kuwejcie jest w sumie kilkadziesiąt osób. Jak dodał, w Korei Północnej nie można było otworzyć obwodu, bo z Polaków są tam tylko pracownicy placówki.
Czytaj też: