Kraj

Dwa słowa

Andrzej Duda na spotkaniach wyborczych nie oszczędza płuc, gdy ogłasza, jak megafon na peronie, że roznieca patriotyczną iskrę.

Działo się to w ZSRR pod koniec drugiej wojny światowej. Józef Stalin był już pewien, że spora część Europy Wschodniej zostanie jego własnością. Kazał więc zawczasu powołać atrapę polskiego rządu i nazwał ją Związkiem Patriotów Polskich. Miała nim kierować polska komunistka Wanda Wasilewska. Nie mogła się nie zgodzić, ale odważyła się powiedzieć, że Polacy bardzo nie lubią nazywać samych siebie patriotami. Stalin zbył to krótkim „To polubią”. Tę anegdotę opowiedział mi 45 lat temu któryś z założycieli paryskiej „Kultury” – chyba Zygmunt Hertz albo Józef Czapski. Wyjeżdżaliśmy właśnie ze Staszkiem Bareją z Paryża po zdjęciach do „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” i szmuglowaliśmy – jako sprzęt filmowy – kilkadziesiąt książek zakazanych w PRL. Podróżowały w światłoszczelnym kufrze, którego nie wolno było otworzyć celnikom ani innym służbom.

Przypomniałem sobie tę rozmowę, czytając o tym, jak w gminie Czarne w woj. pomorskim pierwszy zastępca kandydata Dudy Mateusz Morawiecki mówił o zamiarze powołania „funduszu patriotycznego”. Ma on służyć „budowaniu postaw patriotycznych” i będzie wspierał „pasjonatów historii”, młodych naukowców oraz fundacje o „profilu patriotycznym”. Na tym fundamencie mają oni wszyscy budować, powiedział premier, wielką przyszłość Polski. Jakie to proste – rząd zainwestuje kilka miliardów i nasza potęga olśni świat. Założenia programowe będą z pewnością czytelne, a ich realizacja ściśle kontrolowana. Żadnego Wałęsy ani Kuronia, że o Michniku czy Mazowieckim nie wspomnę. Nie było takich ludzi. Dla ilu wazeliniarzy bez kręgosłupa moralnego słowo patriotyzm stanie się dojną krową? Dla bardzo wielu. No, ale tak się wykuwają pisowskie kadry przyszłych prezesów spółek Skarbu Państwa czy kolejnej Polskiej Fundacji Narodowej.

Polityka 28.2020 (3269) z dnia 07.07.2020; Felietony; s. 89
Reklama