W początkowej fazie pandemii, na początku marca rząd polski zamknął granice i wdrożył kwarantannę społeczną. To była strategicznie bardzo dobra decyzja. Mieliśmy wtedy niewiele zachorowań i wielką szansę, aby zdławić lub zacząć kontrolować epidemię. Kupiliśmy w ten sposób czas na przemyślenie strategii i przygotowanie się na Covid-19, w tym na zakupienie potrzebnego sprzętu.
Niestety, czas ten nie został dobrze wykorzystany przez rząd. Przepisom zwiększającym dystans społeczny nie towarzyszyło konsekwentne wdrożenie jakiejkolwiek strategii, a większość działań podporządkowana była pracy nad wizerunkiem PiS i uzyskaniu przewagi w wyborach prezydenckich. Ani nie tłumiliśmy epidemii, ani nie poszliśmy scenariuszem kontroli epidemii i nabywania odporności stadnej przez społeczeństwo.
Czytaj też: Jak idą poszukiwania leku na Covid-19
Na co czekaliśmy?
Wdrożono kwarantannę wobec osób zagrożonych zakażeniem, ale dopiero od północy po stwierdzeniu tego zagrożenia, tak żeby wszyscy zdążyli pozałatwiać pilne sprawy i zrobić zakupy. Domownicy osób powracających z zagranicy nie byli objęci kwarantanną w ogóle. Nie robiliśmy także wystarczającej liczby testów, nie izolowaliśmy efektywnie chorych, przez co w marcu mieliśmy przyrost nowych przypadków na poziomie 20 proc. dziennie. Takie działania z punktu widzenia walki z epidemią nie miały sensu. Politycznie było to uzasadnione – rząd działał, ale bez takich restrykcji, które mogłyby być źle odebrane przez społeczeństwo (w porównaniu np.