Dzień po dniu relacjonowaliśmy w serwisie polityka.pl wydarzenia wywołane (sprowokowane?) aresztowaniem na dwa miesiące Margot, aktywistki LGBT z kolektywu Stop Bzdurom. Coś, co na początku wydawało się incydentem, przerodziło się w zajścia o skutkach dziś trudnych do przewidzenia. Przypomnijmy, że Margot została oskarżona o uszkodzenie mienia: chodziło o atak na tzw. homofobusa, furgonetkę oblepioną szkalującymi plakatami, m.in. wiążącymi odmienne orientacje seksualne z pedofilią. Nasza komentatorka prawna Ewa Siedlecka zwracała uwagę na zaskakującą surowość, nieproporcjonalność sankcji długiego aresztu dla Margot, absolutnie nieuzasadnioną względami śledztwa – są przecież nagrania rejestrujące zajście, oskarżona przyznaje się do uszkodzenia furgonetki, straty (ok. 6 tys. zł) są wyliczone. Ale to prokuratura kierowana przez Zbigniewa Ziobrę domagała się aresztu; sam minister opisywał czyn przebicia opon i pocięcia plandeki homofobusa jako groźny „atak z użyciem noża”. Sąd wniosek prokuratury przyklepał, policja dostała polecenie „realizacji”. Resztę, kto chciał, mógł obejrzeć w relacjach telewizyjnych i w mediach społecznościowych. Akcja policyjna wyraźnie wymknęła się spod kontroli albo też w jej trakcie zmieniano polecenia i rozkazy. Widzieliśmy brutalne zachowanie funkcjonariuszy wobec grupy młodych ludzi domagających się uwolnienia Margot (reportaż „Czynny udział w zbiegowisku”), uliczne polowania na uczestników protestu, upychanie pojmanych w radiowozach (zatrzymano aż 48 osób); później napływały relacje o szykanach na komisariatach, poniżających przeszukaniach, utrudnianiu dostępu do zatrzymanych adwokatom i rodzinom.