Wybory prezydenckie są ważne – ogłosiła Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN. Werdykt nie dziwi, bo wygrał Andrzej Duda. Ale liczy się też styl. A ten był żałosny. Sędziowie Izby Nadzwyczajnej pominęli temat konstytucyjności wyborów i nie ocenili bezprecedensowego faktu, że władza nie wywiązała się z obowiązku przeprowadzenia wyborów w ogłoszonym (konstytucyjnym) terminie. Może uznali, że kwestie konstytucyjne to za wysokie dla nich progi? Albo – co gorsza – że konstytucja to sprawa drugorzędna, bo liczy się wola polityczna, a nie prawo? Czy takie właśnie zachowania sędziów miał na myśli prokurator Piotrowicz, mówiąc, że trzeba nam sędziów o mentalności służebnej?
Sędziowie pozostawili też bez rozpoznania 88 proc. protestów wyborczych – w większości dotyczących faworyzowania przez tzw. media publiczne Andrzeja Dudy, a także kwestionujących tryb uchwalenia nowego prawa wyborczego i wskazujących na nierówność sytuacji kandydatów. Wszelkie argumenty konstytucyjne Izba skwitowała stwierdzeniem, że protesty te nie mieszczą się w ramach prawa, a skoro wybory nie odbyły się wtedy, gdy były prawidłowo zarządzone (10 maja), to potem wszystko, co zrobiła władza, żeby je jak najszybciej zorganizować, było dobre z punktu widzenia demokracji. Sędziowie nie zauważyli przy tym, że ten sam efekt można było osiągnąć, nie łamiąc prawa: wybory mogły się odbyć w konstytucyjnym terminie po zakończeniu kadencji Andrzeja Dudy.
Wybór prezydenta został dokonany z naruszeniem konstytucji. Ale na ten tryb zgodzili się wszyscy kandydaci i stojące za nimi siły polityczne. Nie był to akt wyborczy opisany w konstytucji, lecz – jak mówi prof. Ewa Łętowska – plebiscyt. Na takie reguły przystali też wyborcy, którzy tłumnie poszli do głosowania. Nie ma więc co teraz wybrzydzać na uznanie wyboru Dudy za ważny.