Niewątpliwie chodziło o demonstrację siły. Pewnie dlatego po Małgorzatę „Margot” Szutowicz, aktywistkę LGBT z kolektywu Stop Bzdurom, w ostatni piątek przyjechały aż trzy radiowozy. Tego samego dnia sąd przychylił się do zażalenia prokuratury, która domagała się dla aktywistki dwóch miesięcy aresztu. Sprawa dotyczy uszkodzenia furgonetki fundacji Pro-Prawo do Życia (szacowane straty: 6 tys. zł), nie bez przyczyny nazywanej homofobusem, i napaści na jej kierowcę.
Margot czekała w siedzibie Kampanii Przeciw Homofobii na warszawskim Solcu. W internet szybko poszedł alert: kto może, niech tu przyjedzie! Okażmy solidarność! Niektórzy pojechali tak jak stali, w letnich sukienkach, sandałach. Margot nie zamierzała stawiać oporu – przeciwnie. Pukała w okna radiowozów, wystawiała nadgarstki. Policja nie reagowała. Zdezorientowany tłum z Margot na czele udał się na Krakowskie Przedmieście. Tam dwa policyjne kordony otoczyły pomnik Kopernika i ustawioną prawie naprzeciw figurę Chrystusa przed bazyliką św. Krzyża. Tydzień wcześniej kolektyw Stop Bzdurom na obu tych monumentach powiesił tęczowe flagi. Tęcza na Chrystusie uraziła przedstawicieli władzy.
Margot została tu zatrzymana i zapakowana do nieoznakowanej furgonetki. Ludzie blokowali auto z każdej strony, chcieli wiedzieć, dokąd jest wywożona. Zaczęła się łapanka, brutalna. Na transmitowanych na żywo filmach w mediach społecznościowych widać przyduszanych, rzucanych na oślep, targanych po ziemi ludzi.
Strach przed mundurem
Wiadomo o 48 zatrzymanych, wywiezionych do kilkunastu różnych komisariatów. Zarzuty były dwa: „czynny udział w zbiegowisku, którego celem jest atak na ludzi lub mienie” (grożą za to nawet trzy lata pozbawienia wolności) i/lub „znieważenie funkcjonariusza i zniszczenie mienia” (tu kara grzywny lub rok pozbawienia wolności).