Słuchalność Trójki osiągnęła właśnie historyczne dno, a zdaniem pesymistów niedługo osiągnie poziom słuchalności obecnej prezeski Polskiego Radia, której słuchają już tylko ci, którzy jeszcze z Trójki nie odeszli. W Trójce nie chcą występować nie tylko dziennikarze tej stacji, ale także znani wykonawcy, którzy w trosce o swoją popularność domagają się, żeby rozgłośnia zaprzestała puszczania ich utworów. W ten sposób Trójka jest obecnie jedyną polską rozgłośnią potrafiącą zapewnić artystom popularność przez nieprezentowanie ich.
Zupełnie inna sytuacja jest w TVP, gdzie wykonawców chętnych do występów jest tylu, że prezes TVP niektórym zmuszony jest odmawiać. Ponad miesiąc temu zdecydował np., żeby nie prezentować wykonawców z partii Solidarna Polska, a według „Gazety Wyborczej” – także przedstawicieli Porozumienia Jarosława Gowina. Podobno wpływ na decyzję miał fakt, że spada ich atrakcyjność dla widzów, zwłaszcza dla widza nr 1, pod którego gust TVP układa program. Są sygnały, że widz jest już tymi wykonawcami zmęczony, bo ich repertuar zna na pamięć. I że zamiast oglądać wyżelowanych przystojniaków od Gowina czy Ziobry, wolałby obejrzeć rodeo albo film o zwierzętach.
Niestety, w nowej, jesiennej ramówce TVP, zamiast dawać rodeo, próbuje nas zainteresować serialem o rekonstrukcji rządu, w którym obsada jest nieciekawa, brakuje inteligentnych dialogów, a akcja ciągnie się jak guma od majtek. Stąd pomysł, żeby do kolejnych odcinków dokooptować wykonawców z PSL. Upierają się oni wprawdzie, że w takim badziewiu nie wystąpią, bo się cenią, ale niewykluczone, że zmienią zdanie, bo serial jest kasowy. Na razie zamiast „tygrysa” z PSL pojawiły się zwierzęta futerkowe, które mają przyciągnąć młodszych widzów i ożywić akcję. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo hodowcy norek i ojciec Rydzyk ożywili się tak bardzo, że w następnych odcinkach trudno będzie ich uspokoić.