Teraz, proszę państwa, bez wartości za pazuchą to strach wyjść z domu. Czymże będziemy się bronić przed atakującymi nas ze wszech stron antywartościami? Ale kiedy już się owe wartości ze sobą zabiera, dobrze jest jednak wiedzieć, który ich zestaw się akurat wzięło – czy tylko wartości chrześcijańskie, czy także wartości narodowe, a może tym razem zapakowaliśmy jedynie wartości wymienne? Bo jak już się idzie między ludzi, to lepiej wiedzieć, jakimi wartościami będziemy szafować, choćbyśmy nie mieli w zwyczaju żyć zgodnie z nimi – co jest zjawiskiem dość typowym, zwłaszcza w kręgach politycznych i kościelnych.
Na przykład dla abp. Marka Jędraszewskiego, jak nieraz słyszeliśmy, najważniejsza jest rodzina, a absolutnie odpychająca „ideologia singli, która każe nam żyć jako samotna wyspa”, lecz sam rodziny nie założył i żyje jako singiel – samotna wyspa wśród całego ich archipelagu. Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego, stale nosi przy sobie zarówno arsenał wartości chrześcijańskich, jak i narodowych i bez wahania go używa, ale gdy Sejm debatował nad losem norek i eksportowego uboju rytualnego, zmartwił się przede wszystkim tym, że polski rolnik nie będzie mógł zarobić na karmieniu wyznawców islamu, Jehowy i innych niewiernych z „najbardziej dynamicznych rynków azjatyckich, afrykańskich”, tym samym przyznając, że wartościowe wydaje mu się wzmacnianie siły niechrześcijan przez dostarczanie im zdrowej wołowiny. Czy to nie zdrada duchowych interesów katolickiego narodu? Robert Winnicki chyba nie podziela deklaracji prezesa PiS z jego wywiadu w tygodniku „Sieci”: „Należę do ludzi, którzy uważają, że nawet za bardzo duże pieniądze nie można sprzedać własnych wartości. Nie mam wątpliwości, że gdyby był taki wybór, trzeba wybrać wartości”.