Czasem bywa jeszcze obiektem zainteresowania serwisów plotkarskich. Za sprawą zrobionego z ukrycia zdjęcia, informacji o pierścionku zaręczynowym, wspomnienia historii miłosnej sprzed lat. Sama jednak dawno się wypisała ze świata mody i celebryckiego blichtru.
Kilka lat temu odbywała medialne benefisy przy okazji kolejnych wspomnieniowych książek, poczynając od głośnej „Towarzyszki panienki”. W niedługim odstępie czasu pochowała oboje rodziców. Rodzinne dziedzictwo wkrótce stało się zobowiązaniem. Już za „dobrej zmiany” broniła emerytowanych oficerów Wojska Polskiego przed degradacją, funkcjonariuszy MO przed drastycznym obniżeniem świadczeń, niesłusznych patronów ulic przed dekomunizacją, właściwie całego dorobku PRL przed polityką historyczną rządzącej prawicy. Ukoronowaniem tej aktywności był udany start z listy SLD w wyborach do Rady Warszawy. Już wtedy zdarzały się jej jednak także wypowiedzi dalekie od lewicowości, bliższe konserwatywnej wizji.
Ostatnie zdarzenia wstrząsnęły już zupełnie stabilnym wizerunkiem Moniki Jaruzelskiej. U progu lata „Rzeczpospolita” doniosła, że jej nazwisko wkrótce znajdzie się w „Brunatnej Księdze” Stowarzyszenia Nigdy Więcej, drobiazgowo rejestrującej akty nienawiści rasowej, ksenofobii, antysemityzmu. Przyczyna: jej rozmowa z Grzegorzem Braunem na kanale „Towarzyszka Panienka” w serwisie YouTube, w trakcie której „nie reagowała na nienawistne treści głoszone przez Brauna, przeciwnie – wyrażała aprobatę, przytakując, i podpowiadała mu argumenty, rozwijające antysemickie i homofobiczne wątki”.
Miłość według Brauna
Nie mniejszym echem odbiła się niedawna decyzja administratora YouTube, który zdjął (tym razem z kanału „Monika Jaruzelska Zaprasza”) nagranie rozmowy z prawicowym publicystą Rafałem Ziemkiewiczem.