Marcelina Zawisza, posłanka Lewicy, podczas ostatniego posiedzenia sejmowej komisji zdrowia zadała ministrom Dworczykowi i Niedzielskiemu 23 pytania. O promowanie szczepień, plan osiągnięcia w Polsce odporności zbiorowej czy redystrybucję niewykorzystanych szczepionek. Szerszą uwagę przykuło jednak co innego – w trakcie dyskusji karmiła swojego kilkumiesięcznego syna piersią. I jej nie zasłoniła. Najpierw zapalił się Twitter, gdzie zdjęcie posłanki z dzieckiem opublikował dziennikarz Polsatu, a potem lawina ruszyła. Głos w sprawie tego, gdzie można, a gdzie nie można karmić dziecka, zabrali posłowie, obrońcy życia z hashtagiem #BabiesLivesMatter, nawet akademicy. Rozpisywano się o braku kultury osobistej, ekshibicjonizmie, inni pytali: „Naprawdę nie miała gdzie zostawić tego bobasa?”.
– Od 10 lat toczy się batalia o to, by móc karmić w przestrzeni publicznej, i gdy wydaje się, że udało się zapewnić matkom podstawowy komfort, okazuje się, że to przedwczesne prognozy – odpowiada Zawisza. I dodaje: – Roznegliżowane kobiety reklamują prawie wszystko. Od trumien, przez warsztaty samochodowe, po gładź szpachlową. I to nikomu nie przeszkadza, a karmienie głodnego niemowlaka, który przecież nie poczeka, to wciąż powód do oburzenia. Do posłanki zaczęły się odzywać matki, które przeganiano z miejsc publicznych – parków, centrów handlowych, autobusów. – Dla nich to, co robię, to normalizowanie karmienia piersią. I takich wiadomości mimo wszystko ostatnio dostaję najwięcej – przyznaje Zawisza.
W kompleksie sejmowym jest tylko jeden pokój dla karmiących matek – w hotelu poselskim. Żeby dotrzeć tam z obrad komisji lub z sali plenarnej, trzeba wyjść na zewnątrz albo przejść podziemiami, pokonując z wózkiem schody.