Wielka mijanka
Wielka mijanka. Budka czy Hołownia. Kto poprowadzi opozycję do wyborów?
Dwa wywiady zelektryzowały ostatnio Wiejską. Jeden, w którym prezes PiS sugeruje, że może dojść do wcześniejszych wyborów, dyscyplinuje koalicjantów, a przy okazji nazywa opozycję „rakiem polskiej polityki” („Gazeta Polska”). Drugi – Borysa Budki, przewodniczącego PO, który przyznaje, że w sumie niewiele może, brakuje mu „decyzyjności”, a pomysł na ruch Trzaskowskiego był tylko hasłem rzuconym „pod wpływem emocji”, z którego potem „trzeba się było tłumaczyć” („Gazeta Wyborcza”). Obie rozmowy – i reakcje na nie – dobrze obrazują aktualny stan polskiej sceny politycznej. Z jednej strony: coraz większe skonfliktowanie obozu rządzącego, który spaja już niemal wyłącznie chęć utrzymania wpływów i posad dla swoich. Z drugiej: bezwład prodemokratycznej opozycji, która choć wedle sondaży zbiera łącznie więcej głosów niż obóz rządzący, to niespecjalnie potrafi się ze sobą porozumieć, nie ma wyraźnego lidera i wciąż lekceważy fakt, że wybory to konfrontacja nie tylko z PiS, ale i z systemem D’Hondta. A ten nie premiuje podziałów.
I choć mogłoby się wydawać, że to nie czas na myślenie o budowaniu politycznych sojuszy, bo priorytetem jest walka z pandemią, a do wyborów parlamentarnych jeszcze dwa lata, przekonanie to może się okazać dla opozycji tyle złudne, co zgubne. Coraz częściej słychać bowiem, że Kaczyński w każdej chwili może wywrócić stolik i przedłożyć uchwałę o skróceniu kadencji Sejmu. – Jeśli PiS rozwali się na głosowaniu w sprawie funduszy europejskich, to Kaczyński nie będzie miał wyjścia, będzie musiał wyrzucić ziobrystów. Nie sądzę, aby tolerował głosowanie przeciwko własnemu rządowi i brak kontroli nad własną koalicją – mówi Paweł Graś.
Nie tylko zaufany Donalda Tuska uważa, że głosowanie w sprawie europejskich funduszy może być kluczowe.