Szef Lewicy Włodzimierz Czarzasty, oceniając siebie z dawnych pezetpeerowskich lat, przyznał otwarcie: „Myślałem, że jestem wielką mendą, a okazuje się, że można być większą”. Jako dowód przywołał nazwiska Julii Przyłębskiej, prezeski tzw. Trybunału Julii Przyłębskiej, i sędziego tego trybunału Stanisława Piotrowicza (razem z którym Czarzasty należał do PZPR).
Można się spierać o to, kto jest większą mendą, ale według mnie przy dokonaniach Przyłębskiej, a zwłaszcza Piotrowicza, dorobek Czarzastego wygląda skromnie. Czarzasty ma do losu żal, że przez lata był z Piotrowiczem w jednej partii. „Jakbym wiedział, że Piotrowicz jest w PZPR, tobym się z tego PZPR-u wtedy wypisał” – odgraża się lider Lewicy.
Pewnie mnóstwo ludzi z ulgą wypisałoby się z PZPR, gdyby wiedzieli, że jest tam Piotrowicz. Wielu przezornie do PZPR nigdy nie wstąpiło, przeczuwając, że różni Piotrowicze już w tej partii są, a jak nie, to wkrótce mendy jedne się zapiszą. Ciekawe, że po latach prezes Kaczyński jakoś się przemógł i obecność Piotrowicza w PiS zaakceptował. No, ale PiS to jego prywatna partia i trudno od Kaczyńskiego wymagać, żeby z powodu Piotrowicza z niej występował. Może zresztą Kaczyński, tak jak Czarzasty, o członkostwie Piotrowicza nic nie wiedział, bo ten, wstępując do PiS, ukrył przed nim kompromitujący fakt, że jest sobą.
Uważam, że dla Polski to lepiej, że Czarzasty o członkostwie Piotrowicza nie wiedział i nie musiał z jego powodu rezygnować z partyjnej kariery. Bo co Czarzasty miałby robić, gdyby się z PZPR wypisał? Uciekłby na Zachód? Wstąpił na złość Piotrowiczowi do demokratycznej opozycji, żeby do końca lat 80. ukrywać się albo drukować po nocach ulotki na powielaczu? Człowiek tylko zmarnowałby sobie karierę i sprawił tym przyjemność Piotrowiczowi.