O tym, że po ponad 15 latach wylatuje z partii, poseł Ireneusz Raś dowiedział się od… POLITYKI. Paweł Zalewski, którego również usunięto z szeregów Platformy, doczekał się chociaż telefonu od sekretarza generalnego PO Marcina Kierwińskiego. Obaj byli zaskoczeni; nie spodziewali się aż tak nerwowej reakcji ze strony przewodniczącego Budki i to w sytuacji, kiedy Platformą targają wewnętrzne konflikty, spór z Lewicą narasta, sondaże spadają na łeb, na szyję, a PiS szykuje kolejny polityczny reset.
Owszem, krytykowali działania partii i jej szefa, ale nie oni jedni, poza tym – jak przekonują – robili to w dobrej wierze, ponieważ nie mogli patrzeć, jak największa formacja opozycyjna traci i wyborców, i wiarygodność. Nikt z nimi wcześniej nie rozmawiał, nikt nie poinformował nawet, że zarząd zbiera się, by decydować o ich członkostwie; nie znali zarzutów, nie mieli możliwości obrony. – Kiedy są tak słabe sondaże, rozpoczyna się dyskusję, a nie usuwa tych, którzy wzywają partię do reformy. Krytyka jest w takich momentach potrzebna, bo najgorsze to trwanie i próba przeczekania – tłumaczy poseł Raś. – To wyraz niedojrzałości przewodniczącego, który nie rozumie powagi sytuacji, w jakiej się znajduje. Kiedy ma się 30 proc. poparcia i kogoś się wyrzuca, to daje efekt dyscyplinujący. Ale jak się ma 12 proc., to efekt jest demoralizujący – mówi poseł Zalewski.
Było piątkowe popołudnie, następnego dnia Zjednoczona Prawica miała prezentować Polski Ład – nieoficjalnie: nowy wyborczy program PiS, preludium do ewentualnych wcześniejszych wyborów. Można było śmiało zakładać, że wydarzenie na co najmniej kilka dni zogniskuje uwagę opinii publicznej. Ale władze Platformy miały poczucie, że sprawa jest „odhaczona”: w ciągu dnia zorganizowano cztery konferencje prasowe, w media społecznościowe wpuszczono prześmiewczy hasztag („#NieładPiS”), działaczom rozesłano slajdy z podsumowaniem dotychczasowych obietnic rządzących i polecono kolportować je w internecie.