Popierany przez całą centrową i lewicową opozycję radny miejski Konrad Fijołek został prezydentem Rzeszowa już w I turze, zdobywając 56,5 proc. głosów. Rzeszowska potyczka zakończyła się dotkliwą porażką dwojga kandydatów Zjednoczonej Prawicy: Ewa Leniart z PiS miała 23,6 proc., a Marcin Warchoł (na czas kampanii wystąpił z Solidarnej Polski) – 10,7 proc. Czwarte miejsce z wynikiem 9,2 proc. zajął poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Frekwencja wyniosła 54 proc., niewiele mniej niż w wyborach prezydenckich w 2018 r.
Kampania rzeszowska nie była miniwyborami parlamentarnymi, wyniki nie muszą odzwierciedlać nawet preferencji partyjnych rzeszowian. A popierająca Fijołka opozycja ani myśli się jednoczyć i wystawiać wspólnych list w wyborach sejmowych. W polityce ważne są jednak symbole i atmosfera. Ze stolicy Podkarpacia popłynął zaś przekaz, że opozycja współpracowała ze sobą i wygrała, a prawica się podzieliła i przegrała.
Leniart nie pomogło ani przełożenie wyborów, ani promocja w TVP, ani zluzowanie obostrzeń epidemicznych, ani też obietnice z Polskiego Ładu. Nawet wizyty Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego nie zmobilizowały żelaznego podobno elektoratu PiS. Wynik Leniart (nawet zsumowany z głosami Warchoła) jest o kilka punktów słabszy niż rzeszowski rezultat PiS w wyborach parlamentarnych w 2019 r. i Andrzeja Dudy w I turze wyborów prezydenckich. To sygnał, że trwające od jesieni zeszłego roku osłabienie sondażowe partii Kaczyńskiego się utrzymuje.
Ciekawe dane przynosi też exit poll zrealizowany przez Instytut Badań Samorządowych przy okazji rzeszowskich wyborów. Spośród wyborców PiS z 2019 r. tylko 67 proc. głosowało na Leniart, 21 proc. wybrało Warchoła, a 7 proc. – Fijołka. W drugą stronę przepływy były mikroskopijne – elektoraty ugrupowań opozycyjnych niemal w całości głosowały na Fijołka.