Bizneswoman z Olsztyna odbyła długą drogę od świata drobnych lokalnych interesów do świata politycznych salonów. Z kilkoma przystankami. Była ulubienicą Donalda Tuska, a ostatnio zdawała się być faworytą Jarosława Kaczyńskiego. Na widok kamery zawsze z miłym uśmiechem. Sprawiająca wrażenie szczerej i uczciwej. Kiedyś w roli skrzywdzonej i wymagającej współczucia, dzisiaj triumfująca. Zwroty akcji w życiorysie Lidii Staroń dowodzą jednak, że nic nie jest takie, jakim się wydaje.
Dzielna w boju Lidia Staroń
Pochodzi z Morąga, mieszka w Olsztynie. W wieku 34 lat ukończyła studia na olsztyńskiej Akademii Rolniczo-Technicznej, jest inżynierem budownictwa, ale w tym fachu nie pracowała. Już podczas studiów działała w firmie handlowo-usługowej, a potem, jak sama podaje, zarządzała nieruchomościami. Do 2005 r., bo właśnie wówczas zadebiutowała w polityce. Start w wyborach do Sejmu zaproponował jej z listy PO sam Donald Tusk.
Tusk bezbłędnie wyczuł, że ta nieznana szerzej, ale popularna w Olsztynie wówczas 45-letnia elegancka i ze starannym makijażem niewiasta może przyciągnąć olsztyńskich wyborców. I faktycznie została lokomotywą Platformy Obywatelskiej, zdobyła kilkanaście tysięcy głosów. Weszła do Sejmu i szybko się tam urządziła na trzy kadencje.
Reklamując swoją kandydatkę, Tusk publicznie oznajmił, że Staroń to dzielna w boju kobieta, która samotnie pokonała urzędniczo-spółdzielczą mafię.
Lidia Staroń kilka lat wcześniej wydała wojnę na śmierć i życie prezesowi oraz urzędnikom olsztyńskiej spółdzielni mieszkaniowej „Pojezierze”.