Rząd w stanowisku wysłanym do Komisji Europejskiej zapowiedział wniosek do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej o uchylenie tymczasowego zawieszenia Izby Dyscyplinarnej. Powołał się przy tym na wyrok Trybunału Julii Przyłębskiej: że orzeczenia tymczasowe TSUE dotyczące wymiaru sprawiedliwości wydawane są z przekroczeniem kompetencji TSUE i są sprzeczne z polską konstytucją. Rząd argumentuje, że „[konstytucja] jest w Polsce najwyższym prawem, a jej nadrzędność nad ustawami i ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi wynika także z zasady suwerenności narodu, ustanowionej w art. 4 ust. 1 Konstytucji”. Zaś jedynie Trybunał Konstytucyjny jest uprawniony do oceny zgodności prawa z konstytucją.
Dalej rząd powołuje się na wyroki innych krajowych sądów konstytucyjnych, m.in. Czech, Danii, Niemiec, Francji, które także dotyczą wyższości konstytucji krajowych nad unijnym Traktatem i orzecznictwem TSUE: „Wskazano, że problem relacji między prawem krajowym a prawem unijnym występuje w wielu państwach członkowskich, których sądy konstytucyjne podkreślają w swoim orzecznictwie prymat konstytucji krajowych oraz przyjmują ścisłą definicję zakresu kompetencji powierzonych Unii Europejskiej”.
Ta sama argumentacja dotyczy – jak się można domyślić – wyroku TSUE z 15 lipca, dotyczącego postępowania dyscyplinarnego wobec sędziów. Choć Trybunał Przyłębskiej jeszcze nie osądził wniosku premiera o uznanie za niekonstytucyjne wszelkiego orzecznictwa TSUE dotyczącego wymiaru sprawiedliwości (rozprawa odroczona do 31 sierpnia), to zapewne będzie on taki sam, jak ten w sprawie postanowień tymczasowych TSUE.
Ruch odmowy?
Na odroczonej rozprawie przed Trybunałem Przyłębskiej przedstawiciele rządu, prezydenta, Sejmu i prokuratora generalnego argumentowali, że kwestionowanie wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE przez sądy konstytucyjne państw członkowskich to nie jest ewenement.