Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jaka władza, taka wojenka

Jako dziennikarze nie pozwolimy się tak łatwo odepchnąć od granicy.

Wysłaliśmy naszych reporterów w rejon „stanu wyjątkowego” i zamierzamy to czynić. Wraz z innymi redakcjami będziemy też wszelkimi dostępnymi środkami bronić mediów i dziennikarzy, którym władza zamierza uniemożliwić wykonywanie ich ustawowych i zawodowych obowiązków. W demokratycznym kraju trudno sobie nawet wyobrazić sytuacje, w jakich byłoby uzasadnione urzędowe ograniczenie wolności mediów. Zdarzało się w przeszłości, że w trakcie ataku terrorystycznego media, na prośbę policji, samodzielnie decydowały o opóźnieniu przekazywania informacji lub ograniczały się do komunikatów oficjalnych. Teraz, w świecie mediów społecznościowych, nawet takie akcje tracą sens. A przecież na granicy polsko-białoruskiej, wbrew propagandowej retoryce władz, nie toczy się żadna wojna, nie ma aktów terroru. Od kilku już tygodni straż graniczna i wojsko, na rozkaz przełożonych, próbują odciąć uwięzioną w pasie granicznym 30-osobową grupkę migrantów od pomocy humanitarnej, kontaktu z wolontariuszami i dziennikarzami. Teraz ta informacyjna blokada ma zostać zalegalizowana i podniesiona do rangi żelaznej kurtyny. Nie ulega wątpliwości, że to jest bezpośredni cel wprowadzenia, pierwszy raz w historii wolnej Polski, stanu wyjątkowego.

Rząd w przekazanym parlamentowi uzasadnieniu nawet niespecjalnie ukrywa, że chodzi przede wszystkim o to, aby w okolicy Usnarza Górnego „nie urządzano happeningów”. Skala naruszeń polsko-białoruskiej granicy, nawet gdyby to było 3 tys. przypadków miesięcznie, jak w sierpniu, nie przekracza „normalnych” możliwości reagowania służb państwowych. Gdyby – powiedzmy – na całym newralgicznym 200-km odcinku granicy rozstawić co 200 m strażnika, to wystarczyłoby 1000 osób na zmianę – a w służbie granicznej zatrudniamy ponad 16 tys.

Polityka 37.2021 (3329) z dnia 07.09.2021; Przypisy; s. 6
Reklama