Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Różaniec do granic

No i już za rogiem październik, miesiąc nieoszczędzania się!

Szczególnie gdy jesteś kobietą w Polsce. Idzie jesień i naszą nową polską uświęconą tradycją o tej porze roku staje się nie tylko ciepły koc, herbata z miodem, mdłe w smaku dyniowe latte oraz wszystkie inne atrybuty prawdziwych jesieniar, ale również projekty dotyczące zaostrzania prawa aborcyjnego w Polsce składane w Sejmie przez osoby z bardzo równą grzywką i ich kolegów.

Powtarzam sobie, wyciągając z włosów pożółkłe liście, naciągając na grzbiet przeciwdeszczowe ubrania, stukając parasolem o warszawski bruk – Nie smuć się, radykalizuj się!

Dla osiągnięcia efektu dobrego jesiennego obrazka, który będzie mi pasował do klimatu, napiszę teraz, że gdy chodzę na spacery z moją suką, jesienny zimny wiatr przynosi mi pod nogi gazety, które oczywiście podnoszę i czytam w nich reportaże o fajnych zakonnikach, którzy okazują się szalenie niefajni. Nic takiego oczywiście nie ma miejsca, wiatr już dawno żadnych gazet nie włóczy po miastach, ale czy to ważne, jak docierają do mnie te bezustannie płynące zewsząd przerażające historie o nadużyciach ze strony ludzi Kościoła, jakich dokonywali na swoich owieczkach?

À propos gazet wpadających w ręce – nie wiatr jesienny, ale moja własna matka podrzuciła tekst, który popełnił w „Newsweeku” Krzysztof Varga. W swoim ostatnim felietonie pisarz przypomniał mi, a przypominając, wypomniał, że strasznie się zmieniłam, gdy idzie o mój stosunek do Kościoła katolickiego, gdyż ma on w głowie wspomnienia z roku 2005, gdy umierał Karol Wojtyła, a ja – już wówczas dobrze mu osobiście znana – wraz z koleżankami byłam tym wszystkim bardzo przejęta, bardziej niżby na to wskazywał mój dzisiejszy dystans do tej instytucji i, jak to ujął, deklarowany „zajadły antyklerykalizm”.

Polityka 40.2021 (3332) z dnia 28.09.2021; Felietony; s. 95
Reklama