Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Na krawędzi

Polacy nauczyli się cenić członkostwo we wspólnocie.

Polityczne zamówienie Jarosława Kaczyńskiego było jasne, więc Trybunał Julii Przyłębskiej posłusznie ogłosił, że unijne instytucje łamią polską konstytucję i naruszają suwerenność (pisze o tym Ewa Siedlecka). W odpowiedzi w ponad 120 miastach kilkaset tysięcy Polaków wyszło w niedzielę na ulice, by pokazać swoje przywiązanie do Unii; tylko w Warszawie demonstrować miało 80–100 tys. To największe manifestacje od zeszłorocznych protestów wywołanych aborcyjnym orzeczeniem Trybunału.

Zestawienie tych dwóch wyroków pokazuje zresztą polityczną metodę Kaczyńskiego. PiS powtarza slogany o środowisku sędziowskim jako „pozbawionym demokratycznej reprezentacji”, ergo podejrzanym i niemającym prawa do podejmowania istotnych decyzji. Lecz gdy trzeba wyjmować kasztany z ognia, czyli przeprowadzić ryzykowne projekty – jak zakaz aborcji czy podważenie unijnego prawa – pisowcy sami chowają się za togami rzekomo niezależnych sędziów Trybunału. Dialektyka na poziomie leninowskim: tamci sędziowie to z definicji skorumpowana kasta, którą trzeba zaorać, za to nasi wydają wyroki ostateczne i niepodważalne. I podobnie jak było z aborcją, Kaczyński nie docenił potencjału emocji nagromadzonych wokół Unii.

Wielu Polaków nauczyło się cenić nasze członkostwo we wspólnocie, stało się ono dla nich symbolem bezpieczeństwa, stabilności, dobrobytu, wolności oraz praw i swobód, z których korzystają na co dzień. Konflikt z Unią jest także odbierany jako zagrożenie dla przyszłości ich dzieci, a to właśnie taka motywacja towarzyszyła starszym rocznikom podczas głosowania w referendum akcesyjnym w czerwcu 2003 r. Kolejnym niepożądanym dla PiS skutkiem aborcyjnego wyroku jest zresztą fakt, że to tamte dzieci same zaczęły zabierać głos: rok temu na ulice wychodzili głównie ludzie młodzi, do trzydziestki, a poparcie dla partii rządzącej spadło wśród nich do kilku procent.

Polityka 42.2021 (3334) z dnia 12.10.2021; Przypisy; s. 6
Reklama