Od sobotniego popołudnia interesujący się wojskiem internet żył planowanym zamówieniem mobilnych ołtarzy polowych. Przetarg na nie w pilnym trybie rozpisała warszawska regionalna baza logistyczna, organ podległy Inspektoratowi Wsparcia Sił Zbrojnych, który odpowiada za bieżące utrzymanie wojska.
Ołtarze miały być składane do przewoźnych skrzynek i dostarczone na cito, zupełnie jakby były jednym z najpilniejszych zakupów wojskowych w perspektywie jakiejś operacji zbrojnej. Pokazanie przeze mnie ogłoszenia o tym niezwykłym przetargu wywołało ogromne zainteresowanie w sieci. Gdy czytacie Państwo ten artykuł, licznik odsłon tego newsa na moim profilu na Twitterze przebił zapewne 250 tys.
Czytaj też: Czy Europa będzie miała miniarmię? Błaszczak mówi „nie”
Wojsko ogłasza przetarg sięgający nieba
Wieść o mobilnych ołtarzach rozeszła się szeroko po wojskowych forach, zaczęła też trafiać na portale tradycyjnych mediów. Nieoczekiwanie niecałą dobę po upublicznieniu zamówienia MON ogłosił, że anuluje przetarg. „Decyzją ministra Mariusza Błaszczaka postępowanie na zakup mobilnych ołtarzy polowych zostanie wstrzymane. Pieniądze, które miały być przeznaczone na ten cel, zostaną wydane na kamery nasobne dla żołnierzy pełniących służbę na granicy polsko-białoruskiej” – napisał resort na Twitterze.
Na tę sensację wpadłem przypadkiem. Co jakiś czas sprawdzam, co dzieje się w wojskowych zamówieniach poniżej poziomu „dużej modernizacji”, za którą odpowiada sam MON i podległy mu Inspektorat Uzbrojenia. Te najważniejsze konkursy i przetargi (obecnie rzadkość) oraz zamówienia z wolnej ręki dotyczą najdroższego, z reguły nowego sprzętu i uzbrojenia, koszty idą w setki milionów i miliardy złotych, a postępowania trwają przynajmniej miesiącami.