W zeszłym tygodniu w Białowieży ludzie mówili o dwóch jeleniach zaplątanych w zwoje piekielnego drutu. Zwierzęta wykrwawiły się na śmierć. – Pewnie nikt nie był w stanie im pomóc i wyplątać z ogrodzenia ani użyć broni, by skrócić cierpienia zwierząt – mówi Adam Wajrak. – Bo to straszna śmierć jest. Drut kaleczy, wyrywa całe kawałki mięsa, a im bardziej zwierzę próbuje się uwolnić, tym mocniej się rani. Może to trwać całymi godzinami.
Obrona propagandowa
Jak dokładnie wygląda taka śmierć, pokazali jeszcze we wrześniu białoruscy pogranicznicy, którzy zamieścili w internecie filmy o polskim drucie. – To były zwierzęta, które próbowały wędrować z Litwy i Polski na Białoruś – mówi Adam Wajrak. – Białoruskie służby graniczne pokazują ich zmasakrowane ciała z wyraźną satysfakcją, jako przykład barbarzyńskiego traktowania żywych istot.
Poza białoruskimi filmami nie ma żadnych dowodów na to, co drut robi ze zwierzętami. Do strefy stanu wyjątkowego nie ma wstępu nikt poza żołnierzami i strażą graniczną. Czasem miejscowym uda się zobaczyć coś, co opowiedzą innym. Leśnik z nadleśnictwa Browsk zdołał uratować jelenia, który zaplątał się porożem w koncertinę. Początkowo wyglądało to beznadziejnie, bo przy każdej próbie podejścia, podejmowanej przez ratownika, jeleń cofał się i rozciągał drut. Pracownik Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk chciał spróbować uśpić zwierzę, ale obawiał się, że uśnie po stronie białoruskiej. Były nawet próby negocjacji z Białorusinami, żeby udzielili pomocy zwierzęciu, ale odmówili. Tragedia zwierząt na granicy zajmuje ich jedynie od strony propagandowej.
Po kilku godzinach pracownik Instytutu zrezygnował. Potem podobno leśnikom się udało.