Historia coraz bardziej wstecz
Historia coraz bardziej wstecz. Jak PiS wychowuje sobie wyborców
Najmniej wartościowym rodzajem dumy jest duma narodowa. Kto bowiem się nią odznacza, zdradza brak cech indywidualnych. Każdy żałosny dureń, który nie posiada nic na świecie, z czego mógłby być dumny, chwyta się ostatniej deski ratunku, jaką jest duma z przynależności do danego narodu. Z wdzięczności gotów jest bronić rękami i nogami wszystkich głupstw, jakie ten naród reprezentuje” – to stary, mądry Artur Schopenhauer; pierwsza połowa XIX w. A jednocześnie opis edukacji historycznej, jaką polskiej szkole zafundowali rządzący w wieku XXI.
Naród jako mit
Historia to najbardziej uwikłany politycznie przedmiot. Budzi największe emocje, agresywne spory, a debata o nim przybiera często absurdalne kształty. Tak było w 2012 r., gdy rząd PO-PSL wprowadził reformę podstawy programowej, zastępującą tradycyjną narrację „od mamuta do Bieruta” wątkami tematycznymi, rozpisanymi na wszystkie epoki. Były to m.in. „Europa i świat”, „Ojczysty panteon, ojczyste spory”, „Rządzący i rządzeni”, „Kobieta, mężczyzna, rodzina”. Chodziło o to, by uczniowie rozumieli procesy historyczne i tkwiące w przeszłości korzenie współczesnych zjawisk. Strona konserwatywna wytoczyła wówczas najcięższe armaty. Doszło nawet do głodówki. Pisano o zagrożeniu polskiej racji stanu, uderzeniu w fundamenty kultury. Wątki tematyczne określano jako „postmodernistyczne czytanki” czy wręcz „błahe ciekawostki”. Bez wyjaśniania, dlaczego emancypacja kobiet ma być kwestią bardziej błahą niż np. przebieg bitwy
Jak się można było spodziewać, PiS po dojściu do władzy wywrócił tę reformę do góry nogami. A im dłużej majstruje przy edukacji historycznej, tym bardziej archaiczną wersję promuje.