W czwartek na ulicach Warszawy sytuacja była jasna: plac Trzech Krzyży kontra plac Konstytucji.
Przed parlamentem odbył się kilkugodzinny wiec w obronie życia zorganizowany przez Ligę Polskich Rodzin i słuchaczy Radia Maryja, a w centrum miasta manifestacja w obronie prawa kobiet do decydowania o sobie.
W Sejmie fronty przebiegały nieco inaczej. Co o „aborcyjnych” zmianach w Konstytucji myśli opozycja – wiadomo. Główny spór toczy się między PiS a LPR. „Roman Giertych popełnia wielki błąd w sprawie aborcji” – podsumował premier Kaczyński i po raz pierwszy powiedział otwarcie, że Lidze nie chodzi o ochronę życia, ale o poparcie najbardziej tradycjonalistycznych środowisk katolickich. A tych środowisk nie interesują spory konstytucjonalistów i subtelności paragrafów. Nie trafią do nich słowa premiera, że „LPR bardzo dalece przesadza”, czy, że chodzi o „sprawę bardzo delikatną”. W tych środowiskach jest albo – albo, albo za życiem – albo za mordowaniem nienarodzonych. W tym sensie Roman Giertych nie popełnia żadnego błędu. Sprowadził PiS do narożnika i punktuje. To on jest „za życiem”. To on jest na jednej barykadzie z ojcem Rydzykiem. To on ma po swojej stronie wszystko, co do tej pory PiS sprawnie wykorzystywał w politycznej grze: krzyż, flagę, Rotę, moralną rewolucję, Jana Pawła II i samego Pana Boga. To było widać na ulicach. I za późno by mówić, że nie chce się społecznej awantury.
Awantura trwa w najlepsze, panie premierze.