Kraj

Tituszki prezesa

Odpowiedź na pytanie, po co Bąkiewiczowi sojusz z PiS, jest dość łatwa i zawiera się w dwóch słowach: cztery miliony. Tyle w ciągu ostatnich lat nacjonaliści z jego organizacji dostali od państwa zarządzanego przez Jarosława Kaczyńskiego na swoją działalność. O wiele bardziej niejednoznaczna jest odpowiedź na pytanie, po co PiS współpraca z Bąkiewiczem. Pierwsze wytłumaczenie wynika z dawnej strategii Kaczyńskiego brzmiącej: „Nic ode mnie do prawej ściany”. Od zawsze prezes PiS kierował się tym, by po prawej stronie jego partii nie wyrosło silne ugrupowanie, a gdy już się pojawiało (jak np. LPR), to szybko dążył do jego zniszczenia wszelkimi dostępnymi środkami. Rzecz była po wielokroć opisywana, więc nie warto dłużej poświęcać jej czasu.

Innym powodem politycznego usynowienia Bąkiewicza jest chęć stworzenia powolnych sobie „tituszków”, czyli bandy chuliganów, którzy w razie potrzeby staną zbrojnie po stronie partii rządzącej i tłuc będą wszystkich, których wskaże obecny wicepremier do spraw (sic!) bezpieczeństwa. Przypomnijmy, że słowo „tituszki” pochodzi od nazwiska Wadima Tituszki, który zasłynął tym, że przywoził na euromajdan do Kijowa opłaconych zbirów, po to, by bili demonstrantów. Robił to na zlecenie ówczesnych władz ukraińskich. Dokładnie tego może chcieć od „chłopców Bąkiewicza” Kaczyński – w czasie swoich rządów lub w chwili utraty władzy (np. w czasie wyborów w 2023 r. lub zaraz po nich). „Chłopcy” już raz się sprawdzili – w czasie demonstracji Strajku Kobiet stanęli (po apelu prezesa PiS) w zwartym ordynku przed kościołami, by bronić ich przed rzekomymi atakami. Stanęli z kastetami w jednej pięści i różańcami w drugiej. Ładny i adekwatny symbol tego, czym w zamyśle Kaczyńskiego mieliby być.

Polityka 47.2021 (3339) z dnia 16.11.2021; Komentarze; s. 9
Reklama