Żeby pokazać Czechom, że żarty się skończyły, dyrektor elektrowni Turów udał się na Jasną Górę, gdzie Niepokalanemu Sercu Matki Bożej zawierzył swój zakład, a także „czyny, myśli, pragnienia, zamiary, duszę i ciało, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość pracowników obecnych i byłych”. Następnie poprosił Matkę Bożą, żeby rozporządzała nim, Turowem i całą załogą „według planów bożych” i żeby jej niepokalane serce „zatriumfowało w naszym zakładzie pracy i w każdym sercu jego pracownika i kontrahenta”.
Inicjatywa dyrektora pokazuje, że osiągnięcie porozumienia z Czechami w sprawie Turowa nie leży już w ludzkiej mocy. Wszyscy, nawet niewierzący, zgadzają się na pomoc Matki Boskiej, bo widzą, że pozostawianie negocjacji w rękach rządu i ministra Sasina grozi kompromitacją i finansową katastrofą. Jeśli Matka Boska nie przekona Czechów, może potrzebna będzie także interwencja jej syna. Dyrektor kombinatu już zagroził Czechom i Brukseli, że przez Niepokalane Serce Maryi zawierzy Turów „najświętszemu sercu Pana Jezusa”. Na razie nie ma reakcji strony czeskiej na tę deklarację, nie jest także jasne, czy ma ona poparcie rządu PiS.
Może Matka Boska z synem będą mieli dla sprawy Turowa więcej serca niż Sasin, który jest bardzo zajęty i wszystkim pomagać nie może, dlatego wybiera najbardziej potrzebujących. Teraz skupia się na niesieniu pomocy humanitarnej polskim żołnierzom stacjonującym na granicy z Białorusią. „Będziemy kupować wyposażenie takie jak bielizna termoizolacyjna, kubki termiczne, ogrzewacze do rąk, latarki” – zapowiada. Obiecuje również, że Zamojskie Zakłady Zbożowe przekażą służącym na granicy żołnierzom WOT pieczywo i wypieki. To bardzo ludzki gest, biorąc pod uwagę doniesienia mediów o tym, że niektórzy żołnierze nie dojadają, bo dostają obiad raz na kilka dni.