„Mamy prawo decydować o swoim ciele. Mamy prawo do wyboru. Walka o dostęp do aborcji to walka o godność” – deklarowała w jednym z ostatnich wywiadów Alicja Tysiąc. 15 grudnia, w wieku 50 lat, zmarła na covid. Była ikoną walki o prawo Polek do legalnego przerywania ciąży. Sama stała się ofiarą tzw. kompromisu aborcyjnego. I jako pierwsza dała tej walce swoją twarz, nazwisko i historię.
21 lat temu zaszła w nieplanowaną ciążę. Cierpiała na postępujące zwyrodnienie siatkówki. Trzech okulistów wydało opinię, że kolejna ciąża grozi jej utratą wzroku, ale bali się wydać pisemne zaświadczenie. Zaświadczenie wystawiła w końcu internistka, która stwierdziła, że po dwóch poprzednich cesarkach Alicji grozi pęknięcie macicy. Ale w szpitalu, do którego trafiła, lekarz demonstracyjnie zniszczył zaświadczenie i kazał rodzić. Po porodzie, gdy stan zdrowia Alicji dramatycznie się pogorszył, trafiła na ostry dyżur – traf chciał – że do tego samego szpitala, w którym odmówiono jej zabiegu. „Kto pani pozwolił na tę ciążę?!” – krzyczał lekarz. Alicja niemal całkowicie straciła wzrok. Wada pogłębiła się do -27 dioptrii. Przyznano jej I grupę inwalidzką i głodową rentę. A lekarze zalecili: nie schylać się i nie dźwigać. Przy trójce małych dzieci.
Ponieważ odmówiono jej prawa do legalnej aborcji, Alicja postanowiła dochodzić sprawiedliwości przed sądem. Zgłosiła sprawę do prokuratury, ale ta umorzyła postępowanie, a sąd rejonowy odrzucił jej zażalenie. Także Naczelna Izba Lekarska nie dopatrzyła się uchybień w postępowaniu lekarza, który odmówił wykonania zabiegu. Wszędzie traktowano Alicję jak intruza. Nie informowano jej o postępach w sprawie. A gdy poprosiła o skserowanie akt, kazano – niewidomej kobiecie! – przepisać je sobie ręcznie.